poniedziałek, 31 grudnia 2012

Happy New Year!

W przyszłym, 2013 roku życzę Nam dużo szczęścia, spełnienia marzeń, powodzenia i sukcesów! Wielu szaleństw bez wyrzutów, zdrowia i czasu spędzonego wśród przyjaciół i rodziny!

Nudzi mi się gdy maluję paznokcie i gdy czekam, aż wyschną ;)

Do usłyszenia w przyszłym roku! ;)

niedziela, 30 grudnia 2012

Dwie trylogie - Trudi Canavan

Zawsze w okresie świąteczym dużo czytam. Mam sporo wolnego czasu i przede wszystkim żadnej ochoty na jakieś szczególne działania (względem na przykład zaległych projektów na studia ;) ). Spędzam więc całe dni na oglądaniu telewizji, czytania, graniu lub bezproduktywnym snuciu się po domu, tudzież galerii handlowej. Wiem, wiem, nie mam czym się chwalić... taka jest prawda, a nie chciałabym jej zatajać, pisząc, że wyjątkowo aktywnie spędzam każdy wolny dzień ;).

Ale dziś nie o moim lenistwie (to się teraz tak ładnie, naukowo i chorobowo nazywa prokrastynacją), ale o pewnej lekturze, która kojarzy mi się ze Świętami.

Dokładnie nie pamiętam kiedy, ale dwa lub trzy lata temu właśnie na Gwiazdkę dostałam Trylogię Czarnego Maga napisaną przez Trudi Canavan. Zupełnie się nie spodziewałam tak trafionego prezentu, więc do dziś pamiętam radość po jego otrzymaniu (dlatego tak miło mi się kojarzy). Jest to opowieść - jak wynika z tytułu - o magach. Do ich zamkniętego i elitarnego świata wkracza dziewczyna ze slumsów, która wniesie ze sobą konkretne zmiany w Gildii. W dodatku niczego nieświadomym magom grozi wielkie niebezpieczeństwo, a przez strach i przez to, że złamaliby panujące zasady odrzucą swoją jedyną deskę ratunku. Jako, że uwielbiam fantastykę lektura pochłonęła mnie bez reszty, tym bardziej, że jest to dobrze napisana opowieść, akcja jest ciekawa (choć długo się rozwija), a świat przedstawiony zupełnie inny od tych, które znałam z fantasy do tej pory. 

Dlatego gdy usłyszałam o kontynuacji przygód części bohaterów z pierwszej trylogii w serii książek "Misja Ambasadora", "Łotr" i "Królowa Zdrajców" - byłam pewna, że będzie to znów dobra powieść i bez namysłu kupowałam po kolei wychodzące części. Niestety tym razem się rozczarowałam... Najwięcej zawodu sprawiła mi ostatnia część, którą kupiłam sobie kilka dobrych miesięcy po premierze, w ramach mikołajkowego prezentu. Już sam fakt, że mogłam tyle czekać świadczy o tym, że historia nie jest porywająca. Wiele wątków wydaje się mi naciąganych i niepotrzebnych, a i same zakończenie historii nie jest odkrywcze czy zaskakujące. Choć w opisie na okładce książki znajduje się takie zdanie "Królowa Zdrajców to triumfalnie zwieńczenie Trylogii Zdrajcy", nie sądzę by trylogia ta była wielkim osiągnięciem Autorki.


Moje odczucia względem tej serii oczywiście nie są obiektywne. Mi osobiście druga trylogia nie przypadła do gustu, przeczytałam każdą książkę szybko, bo już tam mam, że historia i tak mnie zaciekawi, choć nie pochłonie. W internecie przeczytałam mnóstwo pozytywnych komentarzy o tych książkach, więc zagorzali fani odnaleźli w tych książkach, to czego oczekiwali od tej historii. Ja akurat do tego grona nie należę :).

Jeśli tak jak ja lubicie fantastykę, najlepiej zrobicie jeśli sami przeczytacie Trylogię Czarnego Maga i Trylogię Zdrajcy, bo zupełnie zmarnowana to lektura na pewno nie będzie :).

A może już czytaliście tą serię? Jakie wrażenia?


W tym miejscu pozdrawiam Was serdecznie w ostatnie dni 2012 roku ;) ;).

środa, 26 grudnia 2012

Pomysłowe reklamy

Przeglądając kwejka często trafia się jedynie na głupkowate obrazki i memy. Nie zawsze - bo można tam znaleźć też coś intrygującego, zastanawiającego, uroczego albo pomysłowego. Dziś chciałam Wam pokazać zamieszczoną na tym serwisie mieszankę sprytnych i pomysłowych reklam. W czasie Świąt, kiedy telewizji naoglądam się za wszystkie miesiące bez telewizora na studiach, z łatwością zauważyłam, że naprawdę mało która reklama jest inteligenta, zabawna i pomysłowa zarazem.

Te z mają wszystkie te cechy, choć to przeważnie billboardy, a nie spoty telewizyjne:


poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

I tak oto mamy już Wigilię :). Każdego roku powtarzam sobie i zakładam, że świętować zacznę dużo wcześniej niż od uroczystej wieczornej kolacji, niestety za każdym razem mi to postanowienie nie wychodzi. Na drodze stoi fakt, że w domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, przyozdobienia, posprzątania, itd., a ja z moimi przedświątecznymi zajęciami się nie wyrabiam.

Ale nie czas i pora na narzekanie - co musi być zrobione i tak zostanie, a co nie jest potrzebne, poczeka na kolejną okazję ;). Nadszedł długo wyczekiwany dzień... Ja cieszę się jak dziecko z okazji Świąt :D

I właśnie z tej oczywistej okazji chciałabym życzyć Wam:
 Wesołych, rodzinnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia!  Szczególnie życzę Wam spokoju i zatrzymania się na chwilę w tym szaleńczym tempie życia ;). Życzę Wam byście porządnie odpoczęli w tym wolnym czasie i cieszyli się z każdej świątecznej chwili!
 A nam wszystkim życzę byśmy docenili jak wiele mamy, mając przy sobie rodzinę; zapomnieli o urazach i nie popadali niepotrzebnie w złość. A także życzę zdrowia i spełnienia marzeń! :)

Dużo myślałam, która piosenka będzie odpowiednia do mojego posta... Last Christmas takie oklepane (nie mniej i tak uwielbiam ;) ), podobnie jak inne świąteczne przeboje. Jednak w tym roku tak bardzo się cieszę, że nadeszły Święta, że wybrałam chyba odpowiednią piosenkę:

Queen - Thank God It's Christmas


Trzymajcie się ciepło! :)

sobota, 22 grudnia 2012

Piosenka o końcu świata

No i co? Gdzie ten koniec świata? Wiem, że post bardzo tendencyjny, a Internet w ostatnich dniach i godzinach zalewany jest falą memów na ten temat, jednak też chciałam dorzucić swoje trzy grosze ;).

W stosunku do każdych (praktycznie corocznych) końców świata mam właściwie tylko jedno skojarzenie. Myśli moje przywołują poznany w licealnej klasie wiersz Czesława Miłosza, a dokładniej jeden konkretny cytat:

"Innego końca świata nie będzie."

Czyż nie prawdziwe? ;)

Według mnie bardzo trafne zdanie. Cały wiersz również mi się podoba, kto nie miał okazji go poznać - proszę:

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć,
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

wtorek, 18 grudnia 2012

Pełna kultura


Doodle Google przypomina dziś o 120. rocznicy prapremiery baletu "Dziadek do Orzechów". Jest to jeden z najbardziej znanych na świecie baletów opowiadający historię Klary i jej bożonarodzeniowego prezentu - tytułowego dziadka do orzechów. Pełna świątecznej magii i bajeczna opowieść nie tylko dla dzieci. Wspominam o tym nie bez powodu - niestety, choć to klasyka, nie miałam okazji obejrzeć tej niewątpliwie przepięknej sztuki. W sumie ku mojemu nieszczęściu nie miałam w ogóle okazji oglądać klasycznych przedstawień baletowych. Byłam dwa razy w Operze w Poznaniu jednak przedstawiane były spektakle sztuki nowoczesnej, która zdecydowanie mi nie odpowiada. 

Jeśli chodzi o kulturę wyższą (balet, teatr, malarstwo, itp.) cenię klasyczne ujęcie, które mnie osobiście potrafi zachwycić. W sztuce nowoczesnej denerwuje mnie, że zupełnie nie rozumiem twórcy i ciężko mi odszukać oraz docenić geniusz i przesłanie na przykład w dziele takim jak to:

Tate Liverpool
Odbiegając od mojej zaściankowości i jednak nie do końca otwartego umysłu (takie stwierdzenia niektórzy mogą wysnuć z powodu mojego zupełnego niezrozumienia dla sztuki współczesnej), a wracając na kulturalne tory chciałabym napisać, co jeszcze obejrzałabym z wielką radością. Mogę ubolewać jedynie nad tym, że kultura wysoka (jak sama nazwa wskazuje) wysoko się również ceni ;). Ale pomijając cenę biletów chciałabym móc na własne oczy obejrzeć i przeżyć takie wydarzenia jak:

Balet "Jezioro Łabędzie" - tak jak w przypadku "Dziadka do Orzechów" czysta klasyka, ze znaną muzyką i opowiadająca piękną historię.

Opera "Halka" i "Straszny Dwór" Stanisława Moniuszki - obie opery są niezwykle znane i choć do dziś niedokładnie wiedziałam, o czym są (do pisania posta zapoznałam się ściślej z fabułą ;) ) to chciałabym zobaczyć tak klasyczne dzieła polskiej sztuki. Według mnie po prostu wypada je znać.

Oprócz baletu i opery mam ostatnio coraz większą chrapkę na jakąś sztukę teatralną. Po prostu czuję, że chciałabym się "odchamić" ;). Szczególnie chciałabym zobaczyć monodram "Danuta W." w wykonaniu genialnej Krystyny Jandy. Tu dopiero pojawiają się schody, bo jak bilety do opery to wydatek ok. 45 zł (dla studentów), to spektakle teatralne, w dodatku w tak wyśmienitej obsadzie, to koszt rzędu 140 zł. P. Krystyna Janda ze swoim przedstawieniem będzie gościć m.in. w Słupsku - 23 stycznia. Pofatygowałabym się z Poznania w środku tygodnia do mojego rodzinnego miasta, jeśli mogłabym obejrzeć tą sztukę na żywo. Niestety obawiam się, że pomimo wysokiej ceny bilety już w całości zostały zarezerwowane.

W ogóle zobaczenie aktorów znanych z filmów i seriali na żywo w teatrze byłoby dla mnie niesamowitym przeżyciem! Mam nadzieję, że będę miała jeszcze niejedną okazję spełnić to marzenie przed prawdziwym końcem świata ;). Kilka lat temu bywałam w teatrze częściej niż obecnie, na studiach, i może dlatego teraz mi tego brakuje... Szczególnie dobrze wspominam kilkakrotne odwiedziny w Teatrze Muzycznym w Gdyni, którego barwne przedstawienia do dzisiaj są w mojej pamięci.

Zastanawiam się czy Wy często chodzicie do teatru lub opery? Widziałyście któreś z wymienionych przeze mnie sztuk?
Jeśli tak to tylko pozazdrościć, bo jeśli ten koniec świata będzie jednak w piątek, to ja nie zdążę zobaczyć ani jednej ;).

czwartek, 13 grudnia 2012

Pomysły na prezenty

W tym roku (o dziwo) zawczasu skompletowałam prawie wszystkie Gwiazdkowe niespodzianki. Starałam się dla każdego wybrać prezent ładny, osobisty, ale praktyczny zarazem. Miałam też całkiem dużo pomysłów na podarki, jednak wizja zderzyła się z rzeczywistością - czyli dość ograniczonym budżetem.

Zastanawiam się czy Wy już zakupiliście wszystkie prezenty czy czekacie do ostatniej chwili i kupujecie na kilka dni przed Wigilią, tak "na spontanie"? Chciałabym wypisać dziś swoje sprawdzone patenty na prezenty  - co nie znaczy, że moi najbliżsi otrzymują ode mnie co roku to samo :P.


Dla niej:


1. Biżuteria - wszelkiego rodzaju kolczyki, pierścionki, bransoletki i wisiorki.

2. Szal/chusta/apaszka - taki luksusowy dodatek może odmienić każdy strój.

3. Komplet pościeli - szczególnie polecam satynę bawełnianą. Jest to najprzyjemniejszy materiał na pościel jaki znam - luksusowy, miękki, przyjemnie chłodny w dotyku... W dodatku dostępny w przepięknych kolorach i wzorach (np. w sklepach Black Red White).

4. Gadżety do kuchni - umilają, przyśpieszają i ułatwiają prace w kuchni.

5. Pakiet SPA/zaproszenie na zabieg - po męczącej przedświątecznej gorączce coś do relaksu.

6. Karta podarunkowa - większość sklepów posiada już to udogodnienie w sprzedaży. Jak nie jesteśmy pewni stylu/gustu obdarowywanej będzie to dobre wyjście, a prezent satysfakcjonujący - jakby nie było zaraz po świętach sezon na wyprzedaże w pełni ;).


Dla niego:


1. Cygara, cygaretki - choć nie jestem za promowaniem palenia, to upartym nałogowym palaczom można z okazji Świąt zafundować bardziej luksusowe trucie siebie (i otoczenia btw ;) ).

2. Narzędzia - narzędzie budowlane i te mniej profesjonalne, dla majsterkowiczów to dobry przykład praktycznego prezentu dla mężczyzny.

3. Spinki do mankietów - było o biżuterii dla kobiet, teraz coś dla panów. Szczególnie tych eleganckich, którzy potrzebują takich dodatków jak spinki do koszul. Żeby wyszukać specjalne i desingnerskie modele polecam sklep: YEGO . Możecie tam znaleźć nie tylko mnóstwo spinek, ale i inne gadżety.

4. Krawat - podobnie jak w powyższym punkcie ;).

5. Bielizna - wysokogatunkowa bielizna ucieszy każdego mężczyznę.


Dla każdego:


1. Kalendarz/teminarz - polecany dla tych, którzy z niego skorzystają. Ja na przykład uwielbiam notować rzeczy w kalendarzu i jego wersja na telefonie mi zdecydowanie nie wystarcza. Znam wiele osób, które myślą podobnie - dlatego ładny i dobrze wykonany terminarz to fajny i użyteczny podarek. Można również pomyśleć o kalendarzu ściennym spersonalizowanym: ze zdjęciami i według naszego autorskiego projektu.

2. Książka/płyta - dość standardowe, ale ani książki, ani płyty ulubionych wykonawców nigdy się nie nudzą.
3. Portfel - dobrej jakości skórzany portfel, pojemny i koniecznie z grosikiem na szczęście ;).

4. Piżama - i tyle w temacie :P.

5. Gra planszowa lub wideo - można się spierać o przewagach jednych nad drugimi, nieważne. Ważne, że Święta to dobry czas by fanom i fankom takiej rozrywki zapewnić kolejne godziny dobrej zabawy.

6. Na pewno sprawdzają się także wszelkiego rodzaju kosmetyki, pojedyncze i w zestawach. Wśród moich typów szczególnie wysoko stoją perfumy (wody perfumowane) - tego chyba nikomu nigdy mało ;).

7. Pióro wieczne - elegancki i stylowy prezent dla każdego.


Tak naprawdę jest wiele, wiele innych opcji. Warto zawsze uważnie słuchać naszych najbliższych, a pomysł odnośnie prezentu na jaki wpadniemy w październiku zanotować. Często jest tak (ja mam tak przynajmniej), że w grudniu mamy w głowie zupełną pustkę, gdyż na koniec roku jest cała masa innych rzeczy do obmyślenia niż tylko Gwiazdkowe podarunki.

Moja lista powstała szybko: jest wymyślona praktycznie na poczekaniu. Zawiera zestawienie prezentów w niskim lub średnim przedziale cenowym - u mnie w domu z reguły nie znajdowaliśmy pod choinką wyjątkowo drogich prezentów jak na przykład laptopy, telefony komórkowe czy konsole. W dodatku spisując listę kierowałam się własnymi wytycznymi: co chciałabym i mogłabym kupić innym. Tablet na razie nie wchodzi w grę, więc nie ma go w zestawieniu ;).

Jeśli macie inne prezentowe pomysły to chętnie posłucham, wbrew pozorom mam jeszcze z jednym podarkiem mały problem...

A Święta coraz bliżej! :)))

wtorek, 11 grudnia 2012

Kilka kolejnych słów o karmieniu

Było już o pieskach ze schroniska, było o dzieciach. Będąc w domu udało mi się dokarmiać istoty nie tylko w sposób wirtualny ;). Nie mieszkam w leśniczówce więc słomy i marchewek do paśnika nie niosłam. Nie mieszkam też nad wodą by podrzucać coś łabędziom i kaczkom. 

Jednak razem z Mamą dbamy o fruwających gości w naszym ogródku:

Głodni przysiadali w kolejce na gałęziach :)


Widzicie też ile śniegu nam w Słupsku napadało :). Ja się cieszę niesamowicie! Uwielbiam taką zimę: białą z niewielkim mrozem. Śnieżna zima to moja ulubiona pora roku, a rozgorączkowany okres przedświąteczny to najlepszy czas pośród pozostałych 365 dni. Wiadomo... czasami chłód dokucza za mocno, słońca zdecydowanie brakuje, a wszystkich dookoła coś trafia, bo zmęczeni i rozdrażnieni są przygotowaniami do Bożego Narodzenia, wymyślaniem prezentów i wigilijnego menu. Tak bywa, choć mi akurat pozytywnie udziela się to świąteczne szaleństwo - najwyżej coś nie będzie perfekcyjnie wysprzątane, ale choinka będzie!, lampki będą!, rodzina będzie! Cóż trzeba więcej? Może tylko śniegu, który liczę na to, że w tym roku utrzyma się do 25 grudnia (co najmniej :D).

Już się nie mogę doczekać Świąt!
A Wy? ;)

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajki, hau ;)

Witam Was serdecznie i ciepło! Ciepło się przyda tym zmarźluchom, które nie przepadają za okresem zimowym. Ja się przyznam, że zima to jednak moja ulubiona pora roku, szczególnie kiedy pada śnieg, a ciemna noc nie jest taka czarna ;).  Niestety nie zawsze mamy mroźną i białą zimę, dlatego zdarza mi się i tak marudzić na pogodę.

Z okazji Mikołajek chciałam Wam życzyć samych pyszności :). Wiem, że dzień powoli dobiega końca, każdy już pewnie zdążył poświętować, mimo wszystko w to miłe święto wiedzcie, że o Was pamiętam.


Piszę także w celu szerzenia pewnej kampanii, która może pomóc psiakom ze schroniska z mojego miasta. Byłabym Wam ogromnie wdzięczna (a pieski na pewno nie mniej ode mnie ;) ), jeśli codziennie do 18 grudnia będziecie wchodzić na stronę NAKARM PSA Z TABLICA.PL i z stamtąd wybierać psiaka, a na jego ogłoszeniu klikać w banner u góry "kliknij, żeby nakarmić"

Ja od początku akcji klikam raz dziennie w banner przy husky'm Ablu :). Kiedy jego kosteczka zapełni się w 100% (czyli serwis zanotuje 3 000 kliknięć) słupskie schronisko dostanie 20 kg karmy! I tak za każdego psa o pełnej kliknięć kostce. To wspaniała akcja, którą w bardzo prosty sposób można wesprzeć. 
Można pomóc nie tylko zwierzakom ze słupskiego schroniska, ale także psom z Elbląga.


Chciałabym też powiedzieć, że klikając zdziałasz nie tylko dużo dla zwierzaków w okresie zimowym, ale okrągły rok, każdego dnia można pomóc niedożywionym dzieciom wspierając akcję Pajacyk Polskiej Akcji Humanitarnej -> klik -> PAJACYK.

Proste, prawda? ;)




poniedziałek, 3 grudnia 2012

Piosenka dnia

Czasami po prostu jest "TO COŚ" w piosenkach. Tekst lub jego fragment, wokal, muzyka, lub efekt muzyczny, nasze skojarzenia, wspomnienia czy coś zupełnie innego. A czasami w jednym utworze jest to wszystko - nie można określić co nas porusza, ale jednak muzyka to robi. Ma taką siłę i za to ją całkowicie uwielbiam.

Nigdy nie mogłabym ograniczyć się do jednego muzycznego gatunku - zbyt wiele bym wtedy straciła. Jestem tego świadoma, więc wybieram wszystko, co wpada mi w ucho. Czasami w piosence wystarczy mi dosłownie jej fragmencik by ją uwielbiać i zapętlać non-stop.

Z reguły jednak kupuję ją w całości - tak jak tą:

Imagine Dragons - Radioactive:


niedziela, 2 grudnia 2012

Pyszny owoc - grejpfrut sweetie

Dawno, dawno temu pisałam podobny post na temat pomelo. Moje uwielbienie dla tego owocu nie słabnie, zaciekawionym podsyłam link do mojej rozprawy na temat pomelo ;).

W okresie jesienno-zimowym oprócz pomelo i oczywiście mandarynek zajadam się kolejnym owocowym smakołykiem: słodkim, zielonym grejpfrutem o uroczej i sugerującej nazwie: Sweetie. Jeżeli chodzi o pochodzenie tego przysmaku - powstał przez skrzyżowanie z owocem pomarańczy olbrzymiej (czyli po prostu z pomelo :D ) i uprawiany jest w Izraelu. Ja wszystkie swoje owoce do tej pory jadłam właśnie z izraelskiej produkcji.


Smakuje tak jak powinien w związku z pochodzeniem - jak połączenie grejpfruta z pomelo. Zwykłe grejpfruty są dla mnie stanowczo za gorzkie, nie przepadam za ich smakiem. Ten z kolei to idealna kombinacja - owoce nie takie słodkie jak owoc pomelo, ani nie za gorzkie. Wystarczająco słodki, trochę kwaskowaty - orzeźwiający cytrusowy smak - tak najlepiej mogłabym go opisać.


Nie wiem jaka jest prawidłowa "technika" jedzenia tego owocu, ja używam swojego sprawdzonego od lat sposobu na grejpfruty. Jako, że Sweetie ma twarde i gorzkie w smaku błonki nie obieram go tak jak pomarańczy, by zjeść w całości; jest mały, więc nie zabieram się też do niego tak jak do pomelo (odsyłam do pomelowego posta :P). Po prostu przekrawam owoc na pół i z każdej ćwiarteczki wybieram łyżeczką miąższ i sok. Tego drugiego nie ma zbyt dużo, jednak czasami jakiś szczególnie soczysty owoc stwarza problemy - na przykład przy wybijaniu łyżeczki sok pryśnie prosto w oko (tudzież gdzieś w otoczenie) co nie jest zbyt przyjemne ;).

Pomimo przeszkód przekąska jest wyjątkowo dobra :). Jest również bardzo zdrowa - Sweetie zawiera 25% więcej niż zwykły grejpfrut antyoksydantów. Nie jest kaloryczny, za to bogaty w witaminy z grupy B, E oraz sporo wit. C. Do tego wspomaga pracę jelit.

Ma piękną zieloną skórkę, a miąższ w jasnożółtym kolorze. Owoc pełen słońca na jesienną niepogodę:


Sweetie jednak do tanich nie należą (niestety). W Biedronce minimalnie kosztują 4,99 zł za kilogram (czyli ok. 4 owoce - są wielkości normalnych grejpfrutów). Ten dyskont ma najlepszą ofertę, nie spotkałam nigdzie indziej niższej ceny. I znów warto wybierać jak najcięższe owoce, bowiem może to gwarantować, że nie kupimy bardzo "skórzastych" sztuk.

Mój akurat ma dość grubą skórkę jednak był pyszny! Ogólnie ciężko trafić na złego w smaku sweetka - wiadomo są bardziej lub mniej słodkie, ale praktycznie każdy jest tak samo dobry.

Jeśli jeszcze nie próbowaliście Sweetie to naprawdę polecam ;)


The Body Shop - Hemp (sztyft do ust)

Hej!
Długo nic nie pisałam, ale cały tydzień miałam zawalony ambitnymi działaniami, więc wolny czas albo przeznaczałam na sen albo na totalne odmóżdżenie się ;). Jako, że pisanie posta wymaga trochę więcej uwagi i zaangażowania, pozostawała mi inna rozrywka: oglądanie seriali lub "popykanie" w różne gry.

Chciałam jednak napisać Wam o pewnym produkcie, który miałam okazję wykończyć. To na tyle niesamowite, bowiem do tej pory nie udało mi się skończyć jakiegokolwiek produktu do ust. A o takim będzie mowa.

Mój sztyft z The Body Shop z linii Hemp dostałam w prezencie od Siostry. Oczywiście dziękuję w tym miejscu jeszcze raz - publicznie, tym bardziej, że służył mi aż do końca, a z jego działania byłam zadowolona. Używanie kosmetyków TBS jest dla mnie zawsze wielką frajdą - nie mam do ich sklepu dostępu - w Poznaniu, a tym bardziej w Słupsku, nie ma żadnego punktu sprzedaży. Okazjonalnie zestawy lub same masła do ciała (które swoją drogą baaaardzo lubię) widziałam, że można kupić w Douglasie. Cena jednak nie jest dla mnie zbyt atrakcyjna, więc niestety tylko przechodzę obok i czekam ewentualnie na kolejne prezenty tego typu ;).

Ale wracając do tematu - sztyft ochronny do ust, z linii Hemp w oryginale wygląda tak:


Mój niestety po ładnym pół roku używania nie wygląda tak "wyraźnie", do tego stracił etykietę:


Jest przeznaczony dla skóry suchej do ekstremalnie wysuszonej. Polecany dla mających często suche, spierzchnięte usta. Zawiera olej z nasion konopi (hemp). Według Body Shop'u olej z nasion konopi ma niezwykle wysokie stężenie kwasów tłuszczowych, które pomagają naprawić barierę wilgoci skóry, by była gładka i elastyczna.

U mnie się sprawdził, choć nie narzekam na silnie wysuszone usta. Jednak każdorazowo przed wyjściem  używałam go jako ochronnego balsamu i sprawdził się w tej roli doskonale. Szczególnie ceniłam sobie użycie jeszcze w mieszkaniu, kiedy był ciepły, a przez to miękki i łatwo się rozprowadzał. Jako, że cały czas trzymałam go w kieszeniach kurtek, użycie go na "wolnym powietrzu" było mniej przyjemne przez to, że stawał się twardy i tak szybko nie pokrywał ust.

Nie miał silnego, konkretnego "smaku", ani zapachu, choć dało się wyczuć taką ziołową nutę ;). Żartowałam, że poprawia humor - nie trzeba palić jointów, wystarczy mieć ziołowy sztyft do ust :D.

W jego przypadku niesamowite jest również to, że mi nie zaginął ;). W dodatku biorąc pod uwagę, że często się przeprowadzał z kurtki do kurtki udało mi się go nie zgubić, nie zapomnieć, nie odłożyć i kolejne "nie". 

Teraz tylko mam problem, bo szukam godnego następcy do kieszeni...
Hmmm.... coś polecacie? ;)