czwartek, 21 listopada 2013

Quesadillas, czyli pomysł na obiad

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, iż na fotografowaniu jedzenia zupełnie się nie znam. I przyznam szczerze, że nie sądzę żebym tą sztukę opanowała, ponieważ z reguły i tak szybciej zjem wszystko niż pomyślę o aparacie :P. A gdzie tu jeszcze czekanie na odpowiednie światło, doskonała oprawa, jakieś pasujące i upiększające dodatki? Nie. Ja gotuję by zjeść, gdy jestem głodna, więc zdjęcia z przygotowań robione na szybko (oj, bo głodna jestem, muszę w końcu zrobić ten obiad, a nie focie cykać), a zdjęcie gotowego dania w przerwie między jednym gryzem, a drugim. Wybaczcie ;)

Nigdy nie robiłam i nawet nie jadłam wcześniej tytułowego quesadillas, ale miałam ostatnio tak wielką na to ochotę, że postanowiłam sobie sama ten meksykański przysmak zaserwować. Jest smacznie, łatwo i stosunkowo niedrogo - więc danie to jest po prostu idealne.

Za pierwszym razem poszłam na łatwiznę i podałam quesadillas tylko z kurczakiem, serem, kukurydzą i pomidorem (zdjęcia są z tego pierwszego razu właśnie). Dziś podawałam kolejny raz, dodając do środka nowe składniki: groszek, czerwoną paprykę oraz cebulę. Naczytałam się, że można dodać zamiast kurczaka kiełbasę chorizo lub zwykłą szynkę, a ponadto papryczki jalapeno, brokuły czy i inne rzeczy, na które macie smak :). 

Oczywiście poza wymienionymi składnikami potrzebne są jeszcze dwie tortille, olej, sól, pieprz i oregano.

Na początek kroimy pierś z kurczaka w kostkę, doprawiamy solą, pieprzem i wspomnianym oregano (ja dodałam jeszcze szczyptę czosnku granulowanego). Kurczaka smażymy na niewielkiej ilości oleju, aż do uzyskania złotego koloru. W międzyczasie kroimy w kosteczkę pomidora (wcześniej sparzonego i obranego ze skórki), mniej więcej 1/4 niedużej papryki i ćwiartkę cebuli. Do skosteczkowanych składników dodajemy (według własnego widzimisię) groszku konserwowego i kukurydzy. Warto wymieszać razem wszystkie warzywa. 



Na tarce na grubych oczkach ścieramy ok. 250 g żółtego sera. Możemy być cwani i kupić już starty, jednak ja cwana nie byłam i ścierałam sama. Byłam także oszczędna i do dania wybrałam najtańszą kostkę sera z Biedronki - ser edamski, ale sądzę, że jakaś ostrzejsza odmiana (jak cheddar na przykład) pasowałaby do quesadillas jeszcze lepiej.

Jeśli kurczak już jest gotowy na dużej patelni rozgrzewamy łyżkę oleju. Po chwili kładziemy pierwszą tortillę, na nią wykładamy równomiernie ok. połowę startego sera, później kurczaka, mieszankę warzywną i posypujemy resztą sera. Przykrywamy drugą tortillą i lekko dociskamy, a na koniec przykrywamy patelnię (lub jak w moim przypadku - samą tortillę :P) przykrywką. Całość obsmażamy z dwóch stron na małym ogniu przez około 10 min. Warto przewracać quesadillas, aby tortilla z obu stron była chrupiąco zarumieniona :). Jeśli nie wyobrażacie sobie przewracania placów z takim bogatym nadzieniem wewnątrz, polecam bardzo łatwy sposób: duży płaski talerz przykładamy do tortilli, obracamy patelnię do góry dnem trzymając zawartość na wspomnianym talerzu. Następnie quesadillas z talerza zsuwamy z powrotem na patelnię. Gotowe! :)



Po ostatecznym zsunięciu dania z patelni ostrym nożem kroimy na 8 kawałków i ze smakiem zajadamy! Jako sos można wykorzystać popularną w kuchni meksykańskiej gęstą, kwaśną śmietanę, ale bez także bardzo dobrze smakuje ;).


Danie to idealnie sprawdza się zarówno na śniadanie, obiad, jak i na imprezę! Quesadillas w wersji na obiad wg mnie wystarcza dla dwóch osób.

SMACZNEGO! :)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Weekendowe denkowanie

Moje kosmetyki, od kiedy pamiętam, zawsze kończą się grupowo. Wolałabym, żeby kończyły się po kolei, raz na jakiś czas kolejny - wówczas zakupy w drogerii nie byłyby tak dotkliwe dla portfela. Na szczęście dla mnie (i wspomnianego portfela) mam już zamienniki dla niniejszych produktów, z których ostatnią kroplę wykorzystałam wczoraj wieczorem:

Żel pod prysznic - kwiat bawełny - Yves Rocher - żele z serii  Jardins du Monde - Ogrody Świata (jak wymieniony) czy Fraîcheur Végétale to moje ulubione preparaty do mycia pod prysznicem. Mają obłędną i szeroką gamę zapachów, są wydajne, doskonale się pienią i nie wysuszają mojej skóry. Mój ukochany zapach bambusa niestety już wycofano z produkcji (pisałam kiedyś o nim - KLIK), na szczęście kwiat bawełny czy soczysty grapefruit godnie go zastępują :). Inna seria tego producenta - Plaisirs Nature również zasługuję na pochwałę i uznanie, muszę przyznać, że nie używam w ogóle innych żeli pod prysznic niż tych od Yves Rocher. W edycji świątecznej wychodzi limitowana seria kosmetyków, w tym żeli pod prysznic, o zapachach pistacji, maliny i pomarańczy w połączeniu z czekoladą :D. Jeszcze nie wąchałam, ale niewątpliwie takie zestawienia rozbudzają moje zmysły! Trzeba będzie się zaopatrzyć choć w jeden flakonik ;)

źródło: YR

Teraz Bawełnę z Indii zastąpi mi jeszcze jeden specyfik do mycia z (a jakże!) YR - olejek pod prysznic, o którym o dziwo Wam nie pisałam ;). Nadrobię wkrótce, teraz skupmy się na tym, co się pokończyło ;). 

Kolejny kosmetyk również wykończyłam w całości - tym razem to także żel, ale do twarzy, z mydlnicą lekarską do cery tłustej, firmy Fitomed. Bardzo dobry produkt, kosztuje ok. 8 zł, jest szalenie wydajny, znakomicie się pieni i oczyszcza skórę. Do tego nie podrażnia, nie wysusza powodując uczucia ściągnięcia. Na pewno do niego wrócę!


Ostatnim denkiem z tego weekendu jest jeden element z mojego pierwszego zamówienia z Biochemii Urody. Chyba najlepszy z całej czwórki, którą zamówiłam, a mianowicie - hydrolat oczarowy. Używałam go regularnie wieczorem, po umyciu twarzy jako toniku. Znakomicie sprawdzał się w tej roli, łagodził podrażnienia, jeśli miałam jakieś związane z różnymi nieprzyjaciółmi na skórze, dodatkowo niwelował zaczerwienienia. Świetny również na przetarcie miejsc podrażnionych po depilacji. Kolejny produkt, który żałuję, że się skończył i mam zamiar nabyć ponownie, tym razem jednak poszukam jego odpowiednika z firmy Fitomed, bo też mają w ofercie wspomnianą wodę oczarową. 


Pomimo wiadomej chęci na zakupy kosmetyczne mam w zapasie kilka produktów, które z lepszym lub gorszym skutkiem zastąpią mi skończone kosmetyki :). Następne w kolejności do skończenia już są m.in. płyn do demakijażu czy odżywka do włosów - dlatego podkreślam, że u mnie kosmetyki kończą się grupowo :P


wtorek, 12 listopada 2013

Sezon na pyszności

Za sprawą absolutnie fantastycznej promocji w E.Leclerc ogłaszam sezon na pomelo za otwarty! Przypominam,że to jeden z moich ulubionych owoców, po ciut więcej zapraszam do posta: KLIK. A wracając do promocji - wymieniony market sprzedawał w miniony weekend pomelo za 3,29 zł za sztukę! :D Cena cudowna, tak samo jak smak - na szczęście owoce nie okazały się gorszej jakości przy takiej cenie :). 


Skłoniło mnie to do rozmyślań,że nie tylko pomelo będzie pieścić moje podniebienie, ale również pierwszej klasy mandarynki i pomarańcze. Niech se będą mikołaje i bombki w sklepach nawet od października - dopiero jak poczuje obieraną mandarynkę wiem na pewno, że idą Święta ;)).

PS. Choć z drugiej strony widząc dziś Almi Decor całe w choinkach, byłam lekko zasmucona, że świąteczny sezon zaczyna się przed właściwym sobie miesiącem...

sobota, 9 listopada 2013

Szalony czas

Ostatnio nawet gdybym chciała, nie miałam jak nic Wam napisać. Tydzień przed Wszystkimi Świętymi był po prostu szalony, okazało się, że muszę wszystko związane z magisterką załatwiać na ostatnią chwilę: ostatnie poprawki, drukowanie, oprawiania, oddanie do dziekanatu, zdjęcia do dyplomu, etc. W każdym razie - choć na styk - udało mi się wszystko załatwić. Miałam też przedłużony pobyt w domu związany z 1 listopada. Niestety dopadło mnie jakieś choróbsko :/. 

A już w środę miałam obronę... I choć ledwo mówiłam (zapalenie krtani to nie przelewki) zakończyłam szczęśliwie i pozytywnie jeden z etapów mojej edukacji :). Pierwszy cel powakacyjny wykonany. Teraz muszę skupić się na drugim i pozyskać kolejne literek przed swoje nazwisko.

Póki co niestety ciężko mi się skupić i zabrać za cokolwiek, bowiem choroba nie odpuszcza. Grzeję się więc od wczoraj w piżamie i pod kocem całe dnie :/. Kaszel mnie męczy przeokrutnie. Ciężko w takim wypadku efektywnie pracować, myślenie też nie jest wówczas przyjemnością. Liczę, że do poniedziałku wydobrzeję na tyle, by stawić czoło nowym wyzwaniom :P.

Za to moje oczy cieszą bukiety z okazji obrony :). Piękne są! <3

Trafiły w moje gusta, nie ma piękniejszych kwiatów do bukietów niż róże i gerbery (a ponadto goździki i oczywiście tulipany! ;) )

Mam nadzieje, że Wy pierwsze tygodnie sezonu jesienno-zimowego spędzacie w zdrowiu!!