sobota, 26 kwietnia 2014

Puk, puk...

... pamiętasz mnie? :)

Ja sama powoli zapominam, że mam bloga. Chciałabym móc rzec, że tyle się dzieje, ale byłoby to konkretne nadużycie. Dziś wpadłam polecić Wam wpis na blogu Pauli - www.onelittlesmile.pl - "Czytam Twojego bloga, więc wiem o Tobie wszystko". Niech będzie on poniekąd usprawiedliwieniem mojej nieobecności tutaj. A dokładniej czytając go naszła mnie myśl, by Wam się wytłumaczyć.

I broń Boże nie porównuję swojego mizernego blogowania ze śmietanką polskiej blogosfery. Nie mniej jednak Czytelnicy z listy obserwatorów, jak i moi bliżsi oraz dalsi znajomi-czytelnicy dopominają się o reaktywację wpisów (a szczególnie natrętnie ci drudzy ;)). Jest to niezwykle miłe i pokrzepiające, ale nie zaradzi na mój aktualny problem - niemoc twórczą.

Wracając jednak do wpisu, który wyżej polecam. Autorka głosi w niej o kreacji blogera, jaką on stwarza, by móc prowadzić przyjemną dla innych własną cyberprzestrzeń. Przy mojej mikroskopijnej popularności nie muszę osobiście nazbyt przejmować się strzeżeniem mojej prywatności, ale jest inny trend, któremu chcę pozostać wierna. Chodzi mi o to, że życia bywa paskudne i nie jest różowe, i wszyscy doskonale o tym wiemy. Dlatego przyjęło się, że blogi są wole od negatywnych emocji i są wręcz studnią optymizmu. Według wielu komentatorów narzekać mają prawo jedynie infantylne gimnazjalistki. A więc aby nie wyjść na infantylną, a w dodatku gimnazjalistę, nie zamierzam łamać postanowienia, z którym ten blog powstawał - że będzie on wolny od wszechobecnego marudzenia, narzekaństwa i czarnowidztwa. Chcę aby był autentyczny, możliwie prawdziwy (czego swoją drogą na wielu popularnych blogach mi brakuje), ale nie depresyjny. Powstał właśnie po to, bym pielęgnowała w sobie mój optymizm i radość życia.

Ale ostatnio dominują u mnie te gorsze nastroje. A że zdarza się, że dość szybko podłapuję narzekanie (choć ja to wolę nazywać "stwierdzaniem faktów" ;)), wolę zamilknąć niż pisać coś, co z czasem uznam za godne pożałowania ;).

I teraz żeby wyjaśnić mogące się rodzić domysły - nie stało się u mnie nic tragicznego, nic złego (na szczęście :)). Nawet chora nie jestem przewlekle (jeśli nie liczyć dwutygodniowego ataku półpaśca), ani nie mam złamanego serca. Dokucza mi jedno - brak stałego zajęcia (mało tego - nawet jakiejś koncepcji na to zajęcie). Myślę, że w przez to dokucza mi też i brak weny, i blogowych pomysłów i dawnego zapału. 

Sobie życzę aby to minęło jak najszybciej. Żeby się poukładało, a dni znów były pełne zajęć i męczące (i naprawdę nie mam tu na myśli obowiązków domowych!). W końcu idzie wiosna, wszystko ożywa, naradza się na nowo, itd. Na potwierdzenie ostatniego zdania świeże zdjęcia kwitnących pąków prosto z ogrodu:


I BARDZO, ale to BARDZO pozdrawiam każdego z Czytelników :*