wtorek, 28 lutego 2012

O Polsce ciąg dalszy...

Pisząc poprzedniego posta okazało się, że nagle musiałam wyjść i szybko urwałam temat, jednak teraz uprzytomniłam sobie, że nie napisałam najważniejszego. O czym w ogóle jest książka "Wrzask w przestrzeni"? Autor chciałby wyjaśnić dysonans jaki można zauważyć w architekturze i aranżacji przestrzeni w Polsce. 

Ze wstępu: 
"Nie chcę uwierzyć, by brak gustu był naszą narodową cechą. Wystarczy spojrzeć na wyroby sztuki ludowej, na pamiątki przeszłości i na zabytki. Ale także na to, jak wielu Polaków dobrze radzi sobie z przestrzenią wokół nich - przydomowymi ogródkami, aranżacją mieszkań, doborem ubrań. A jednak przeważa tandeta, bezguście, śmietnik, pseudoelegancja. (...) Czytelnikowi proponuję lekturę osnutą wokół czterech wątków. Pierwszy to estetyka życia codziennego Polaków. Drugi - brzydota i czasem piękno - w przestrzeni publicznej. Trzeci podejmuje dość drażliwą sprawę wzorców estetycznych lansowanych przez Kościół i wokół Kościoła. I wreszcie w części czwartej przyglądam się temu, jak w ostatnich dwóch dekadach przenikały do Polski standardy, gusty i wzorce Zachodu oraz co z nich i w jakiej mierze potrafiliśmy przyjąć i zaakceptować. (...) Moim zamierzeniem (...) jest, aby ta książka zachęciła do myślenia i rozglądania się wokół. By uświadomiła, że nie może być zgody na bałagan, tandetę, ojcowiznę-dziadowiznę."

Jakby na utrzymanie moich myśli w tematyce poprawy estetyki i funkcjonalności przestrzeni publicznej, odnalazłam ostatnio blog Ulepsz Poznań (http://www.ulepszpoznan.pl/). Autor podaje tam przykłady różnych innowacyjnych pomysłów (ze świata) do wykorzystania w Poznaniu, by podnieść w nim poziom życia i je usprawnić. Sam pomysł popularyzowania nowinek i różnego rodzaju idei bardzo mi się podoba i fajnie, że są ludzie, którzy szerze troszczą się o miasto i jego mieszkańców :).

Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?

Kilka dni temu dostałam bardzo ciekawą książkę. O tyle niezwykłą, że nie jest to ani powieść, zbiór wierszy czy opowiadanie. Jest to pozycja raczej z gatunku popularnonaukowych wydawnictwa Polityka. "Wrzask w przestrzeni. Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?" autorstwa Piotra Sarzyńskiego. Autor - z wykształcenia socjolog - interesuje się zagadnieniami kulturalnymi i problemami przestrzeni publicznej w naszym kraju. To też tyczy się ta książka. 

Już ponad dwa tygodnie temu, kiedy ukazała się z "Polityką" miałam na nią ochotę ;). W mojej biblioteczce brakuje książek naukowych lub popularnonaukowych, bo raczej nie przepadam za takimi lekturami. Z drugiej strony jak tylko zobaczyłam okładkę i tytuł, stwierdziłam, że tą książkę chcę mieć. Mieści się ona w zakresie moich "zawodowych" ;) i osobistych zainteresowań. Dodatkowym atutem, który zauważyłam dopiero po tym jak wpadła mi w ręce, jest język i lekkość pióra autora. Choć jeszcze nie zaczęłam jej na dobre czytać to i tak przeglądając ją, doszłam do wniosku, że lektura ta powinna być przyjemnością :). W książce są też zdjęcia miejsc unikalnych i pospolitych, przykłady czystej brzydoty i braku gustu, a także rzeczy i miejsca naprawdę piękne. Całość solidnie wydana: gruba okładka z ciekawą grafiką, dobra czcionka wewnątrz i świetne jakościowo zdjęcia. 



niedziela, 26 lutego 2012

Weekendowe zakupy

Żeby tradycji stało się zadość, weekend w domu to dla mnie czas obfitości :D. Obfitości pysznego jedzenia, czasu wolnego i błogiego lenistwa. Niestety te słodkie dni już dobiegają końca i czas totalnego nic-nie-robienia skończy się wraz z moją jutrzejszą, wczesno-poranną pobudką. A będę musiała zbudzić się o naprawdę nieludzkiej porze, bo o 4 nad ranem, by zdążyć na pociąg do Poznania, który zawiezie mnie prosto na zajęcia. Ale co zrobić... pocieszenie przyniosą mi jednak zakupy, których udało mi się dokonać przez sobotę i niedzielę :).

Osobom, które śledziły moje przeboje związane z nieudanym modelem torebki i późniejszą jej reklamacją, chciałabym pokazać jaką jej następczynie kupiłam w Diverse:


Torba kosztowała 129 zł. Na zdjęciach ma trochę workowaty kształt, ale na żywo prezentuje się bardziej kształtnie. Podoba mi się to połączenie ciemnego brązu z jaśniejszym i choć sroga zima dobiega końca, myślę że torebka będzie fajnie pasować do moich kozaków w przyszłym sezonie ;). Dzień później kupiłam widoczne na zdjęciu botki, nie szukałam konkretnie brązowego koloru, ale jako że trafił mi się wygodny model skusiłam się na nie :). Nie mają niebotycznie wysokich obcasów i mam nadzieję, że sprawdzą się w codziennej bieganinie. Jutro czeka je pierwszy test ;).

Dzisiaj tylko tyle, jest już trochę późno, a nad ranem czeka mnie pobudka. Na dodatek mam nową książkę i nie daruję sobie nie przeczytania dziś choć jednego rozdziału ;). To zmykam, paa! :).

środa, 22 lutego 2012

Veni, vidi, vici - czyli reklamacja część III

Dzisiaj tak bardzo już znużona całą sytuacją z tą reklamacją odwiedziłam sklep Parfois. Postanowiłam wybrać jakiś model, by w nareszcie skończyć to wszystko. Ale naprawdę nie mogłam się na nic zdecydować, torebki fajnie, ale za małe dla mnie. Potrzebuje torbę na uczelnie, a więc na notatki, netbooka, portfel, małą kosmetyczkę i kilka innych "pierdów" które mam zawsze w torebce. Suma sumarum potrzebna mi torebka pojemna, wygodna i wytrzymała. Takiej nie udało mi się wybrać dzisiaj w sklepie. Tak jak pisałam, albo były niezbyt pojemne, do dużej torby musiałabym jeszcze dopłacić (powiedziałam sobie jednak ani złotówki więcej na to!), a inne ciekawe modele miały za główny zamek zatrzask - ja takiego rozwiązania nie lubię, miałabym wiecznie wrażenie, że może mnie ktoś okraść... (Swoją drogą aż zbyt często torebki z takim beznadziejnym zapięciem lub, co gorsza, w ogóle bez zapięcia, projektuje H&M. Przez to kilka modeli naprawdę musiałam sobie odpuść, bo nie wyobrażam sobie mieć torebkę bez zamknięcia...) No ale wracając do reklamacji... w sklepie stwierdziłam, że spróbuję szczęścia z inną pracownicą i jej się zapytam o warunki reklamacji. Zagadałam do niej, szybko powiedziałam, że reklamowałam tutaj torebkę i że poinformowano mnie jedynie o możliwości wymiany modelu, której to warunki nie wydają mi się akceptowalne. Niestety zostałam odesłana do sprzedawczyni, która zajmowała się tą sprawą od początku. Podeszła do mnie i stwierdziła, że musiałam ją błędnie zrozumieć, itp. Na samym początku głupio mi się zrobiło, że może faktycznie to nieporozumienie. Jednak szybko doszłam do wniosku, że pamiętam wyraźnie jak przedstawiła mi warunki reklamacji i jak mnie to oburzyło... W sumie, co innego miała mówić, przecież musiała jakoś bronić swoich kompetencji. Nie wdawałam się w zbytnie dyskusje i tylko zapytałam się czy w takim razie, skoro nic nie wybrałam to mogę prosić o zwrot pieniędzy. 
"Tak oczywiście."
Czy możemy to załatwić w tej chwili?
"Tak, proszę bardzo."
Więc okazało się, że można wszytko załatwić w normalny sposób. Dodatkowo przy kasie dowiedziałam się, że w tej sprawie dostały telefon z centrali, z Wrocławia. Czyli e-mail także pomógł rozwiązać ten problem po mojej myśli. :)

Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło, choć mam na koniec mieszane odczucia w stosunku do tej firmy... To świetnie, że email pomógł i coś zdziałał, z drugiej strony oczekiwałam jakiejś odpowiedzi, chociażby informacji, że mogę wybrać się już do sklepu, by renegocjować warunki reklamacji. Co więcej w salonie, skoro otrzymali telefon w tej sprawie i mieli mój numer telefonu (podawałam w momencie składania reklamacji) także mogli ratując dobre imię zadzwonić i zaprosić mnie na wyjaśnienie całej sytuacji. To by wyglądało dobrze, profesjonalnie, a ja jako klient czułabym, że poświęcono mi należytą uwagę. Nie będę jednak tutaj dawać upustu swoim egoistycznym zapędom ;) i będę cieszyć się po prostu, że już koniec.


***

W tym miejscu chciałam wszystkim zainteresowanym przedstawić ustawowe prawa konsumenta, o których sama dowiedziałam się dopiero podczas akcji z reklamacją:
1. Podczas pierwszej reklamacji klient ma do wyboru: naprawę towaru lub wymianę na inny/nowy model. Decyzja ta należy do konsumenta i jest wiążąca dla sprzedawcy. Nie dajcie sobie wmówić, że należy Wam się tylko naprawa. Niestety nie możemy domagać się podczas pierwszej reklamacji zwrotu gotówki.
2. Odstąpienie od umowy (czyli zwrot pieniędzy) może nastąpić dopiero w przypadku kolejnych reklamacji. W momencie, gdy wada towaru jest nieistotna, błaha, niewielka (niestety to oceniane jest subiektywnie przez sprzedawcę), a nie ma możliwości naprawy lub wymiany, sprzedawca może nie zgodzić się na zwrot gotówki i  zaproponować nam tylko obniżenie ceny produktu.
3. Należy zwracać uwagę na przedmioty objęte gwarancją producenta, takie z kartą gwarancyjną. Warunki ich reklamowania mogą być inne niż te ustawowe, a określa je właśnie karta gwarancyjna.
4. I na koniec adresy stron, na których możemy szukać dokładniejszych informacji: http://prawa-konsumenta.wieszjak.pl/ oraz http://reklamacje.wieszjak.pl/  . Polecam, sama doinformowałam się właśnie tam :).

poniedziałek, 20 lutego 2012

Reklamacja - część II

Od 16 lutego (czwartek) czekam na odpowiedź od firmy Parfois. Do teraz się nie doczekałam, ale że moja cierpliwość ma granicę, postanowiłam wysłać im jeszcze jednego, przypominającego maila o treści: 
"Witam,
bardzo mi zależy na rozwiązaniu tej sprawy w tym tygodniu, dlatego jeszcze raz, uprzejmie proszę o odpowiedź na pytania z pierwszej mojej wiadomości do Państwa (z 15 lutego 2012 r.).
Pozdrawiam"
Stwierdziłam, że mam prawo się czuć lekko poirytowana czekaniem, tym bardziej, że pierwszą odpowiedź dostałam już następnego dnia od wysłania zapytania. Czekam więc znów, może się zlitują :/ i łaskawie odpowiedzą. Jeżeli nie otrzymam maila do czwartku, pojadę do drugiego w Pzn salonu tej marki i wypytam się dokładnie o to, co mnie interesuje. Nie zrobię tego w sklepie, w którym toczy się cały proces reklamacyjny, gdyż mam pecha i za każdym razem trafiam w sklepie na tą samą ekspedientkę, a mam przeczucie, że ona właśnie wprowadza mnie w błąd. Najgorzej, że ten drugi salon nie znajduje się w miejscu, do którego jest mi "po drodze" czy wygodnie wstąpić, a z napiętym planem zajęć wizyta tam będzie jedynie przykrą koniecznością ;/. 

Jednak jak już pisałam - zawzięłam się i nie zostawię tej sprawy tak, dopóki nie będę pewna, że nie mam innej możliwości niż ta narzucona przez firmę.

Ale niefajną sprawą jest fakt, że zraziłam się mocno do tej marki, a szkoda, bo oferta jest ciekawa, nadąża za trendami, można kupić tam nie tylko torebki, ale też biżuterię, zegarki, portfele. To wszystko w dość przystępnej cenie. Mimo tych plusów zachowanie firmy w stosunku do szukającego potwierdzonych informacji klienta jest co najmniej nieodpowiedzialne i mnie osobiście zniechęca.  

niedziela, 19 lutego 2012

Kolory jesieni

Wiem, wiem do jesieni jeszcze daleko, zima się przecież nawet nie skończyła. Ale w świecie mody czas leci zdecydowanie szybciej. Jak kogoś interesuje, co będzie w modzie piszczeć za te dobrych kilka miesięcy to fajny artykuł dotyczących kolorów modnych jesienią 2012 r. znalazłam dziś na Zeberka.pl

Link -> tutaj

A co do nadchodzącego, najbliższego sezonu to wyraźnie w kolekcjach widać kolory pastelowe, które są urocze, kobiece, etc., ale ja osobiście się raczej w nich nie odnajdę. Wolę mocniejsze, bardziej zdecydowane kolory (te z jesieni '12 odpowiadają mi o wiele bardziej ;) ). Jednak zapewne kuszona z wszystkich stron, zdecyduję się na coś w słodkim, dziecięcym kolorze ;).


piątek, 17 lutego 2012

Problemy z reklamacją

Kupiłam przed świętami Bożego Narodzenia torebkę w sieci Parfois - http://www.parfois.com/ , dużą, ciemnobrązową aktówkę za prawie 150 zł. Jak dla mnie to duży wydatek na torebkę tym bardziej, że lubię je często zmieniać ;) Jednak pomyślałam sobie, że inwestycja w dużą torbę, odpowiednią na uczelnię to dobra inwestycja i szybko rozgrzeszyłam się z tego zakupu ;P.

Niestety nie cieszyłam się długo, gdyż trafił mi się nieudany model, który został nieodpowiednio zaprojektowany. Torba niby nadawała się do transportu laptopa, dokumentów, etc, lecz długi pasek do niej nie został przymocowany w przemyślany sposób. Bardzo szybko, po tygodniu praktycznie, w miejscu przymocowania zaczęło się pruć, a nawet odrywać. Stwierdziłam, że zakupu za 150 zł nie przeboleję i oddałam towar do reklamacji. Za pierwszym razem (tak, tak bo był - a właściwie trwa - kolejny raz) oddano mi naprawioną torebkę, w której pasek przynitowano. Mimo wszystko to nie pomogło i pod wpływem ciężaru znów przy pierwszym użyciu mocowanie nie zdało egzaminu. Pomaszerowałam z torebką do sklepu, reklamując ją ponownie, z zastrzeżeniem, iż proszę o wymianę na inny model, a nie o naprawę. Po kolejnych dwóch tygodniach oczekiwania (bo tyle trawa postępowanie reklamacyjne) moją sprawę rozpatrzono pozytywnie oferując mi możliwość wymiany zakupu na inny model. Ale tu pojawiły się schody, których się nie spodziewałam.... Powiem szczerze, że warunki reklamacji tak mnie zdziwiły, spotkałam się z nimi pierwszy raz, że stwierdziłam, że nie mogę tego tak zostawić i muszę się zorientować w pewnych kwestiach, o których mogę być źle informowana w salonie.

Do marki wysłałam więc maila, który przedstawia sytuację, a którego pozwolę sobie zacytować, gdyż wyjaśnia moje oburzenie warunkami reklamacji:
"Piszę do Państwa w kwestii, która nie daje mi spokoju. Kupioną dwa miesiące temu torebkę musiałam reklamować dwukrotnie. Za pierwszym razem ją naprawiono, lecz nieskutecznie. Za drugim razem decyzja była o wymianie na inny model. Niestety po obejrzeniu kolekcji w sklepie nie znalazłam nic, co odpowiadałoby moim oczekiwaniom. Byłam pewna więc, że otrzymam zwrot gotówki w tym przypadku. Niestety pani sprzedawczyni poinformowała mnie o tym, że muszę dokonać wyboru torebki w Parfois. W dodatku powiedziała, że zakup ten musi być w tej samej cenie co reklamowana torebka (149,90 zł) lub więcej, gdyż różnica w cenie w przypadku tańszego produktu nie zostanie mi zwrócona. Może też być większa, jeżeli dopłacę.
Piszę do Państwa z pytaniem czy taka jest polityka firmy w kwestii reklamacji? Powiem szczerze, że pierwszy raz spotkałam się z takimi warunkami dotyczącymi reklamowanego produktu. Wielokrotnie zdarzało mi się reklamować wadliwy produkt, ale nigdy polityka firmy nie była tak nieprzyjazna konsumentowi i rygorystyczna. Czy sprzedawczyni w sklepie bazuje na mojej niewiedzy proponując mi takie warunki? Czy nie mam innej możliwości jak wybranie innego modelu, który nie dość, że stosunkowo drogi, to nie będzie spełniał moich oczekiwań?
Na Państwa stronie internetowej szukałam odpowiednich zapisów prawnych, jednak nie odnalazłam odpowiedzi na moje pytania. Proszę o szybką odpowiedź, gdyż podchodzę stonowanie do sprawy, jednak jakby nie patrzeć od ponad miesiąca nie mam ani torebki, ani pieniędzy, a cała sprawa jest w zawieszeniu."
Niestety odpowiedź doszła do mnie dopiero po dwóch dniach i brzmiała:
"Witam serdecznie Pani Małgorzato,
Na wsztępie bardzo serdecznie za Pani maila. Informacje i uwagi klientów są dla nas bardzo ważne, ponieważ pomagają nam eliminować potencjalne błędy.
W celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji chciałabym prosić Panią o kilka szczegółów dotyczących tej sytuacji. W którym z poznanskich salonów reklamowała Pani torebkę? Czy rozmawiała Pani z kierowniczką salonu, czy inną pracownicą? Czy posiada Pani dokumenty reklamacyjne, paragon?
Postaramy się wyjaśnić to nieporozumienie jak najszybciej."
Z miejsca odpowiedziałam na tą wiadomość, jednak po całym dniu nadal nie uzyskałam odpowiedzi zwrotnej. Tak więc na rozwiązanie tej kwestii muszę czekać kolejny weekend. Mam nadzieję doczekać się w poniedziałek. Nadchodzi nowy sezon, nowy semestr na uczelni się zaczyna i potrzebna mi jest nowa torba ;) ;). Jednak biurokracja uczy cierpliwości... Bardzo jestem ciekawa jak cała sprawa zostanie przez firmę rozegrana, bo prawdę mówiąc nie mam przez te przeboje najmniejszej ochoty wybierać stamtąd kolejnej torebki, a być może będę zmuszona. Nauczka dla mnie tylko taka, żeby obejrzeć model pod każdym kątem, gdyż rzecz nie może być tylko estetyczna - użyteczność i wygoda jest równie ważna! :)

środa, 15 lutego 2012

Piosenka na dziś


I just want to feel real love
Feel the home that I live in
'Couse I got too much life
Running through my veins
Going to waste


Nowości kosmetyczne

Dziś zaczęłam używanie kilku nowych dla mnie kosmetyków, które można powiedzieć, są stosunkowo ekskluzywne, przynajmniej jak na studencką kieszeń ;). Ciężko powiedzieć coś po pierwszym zastosowaniu, choć na początek ze wszystkich kosmetyków jestem zadowolona.

W Walentynki więc rozpoczęłam romans z maskarą Clinique, podwójną z odżywką. Kosztowała 29 zł w Douglasie. Jest to opakowanie mniejsze od pełnowymiarowego: 2 x po 4g. Na recenzje oczywiście za wcześnie, jednak po poprzednim, wyschniętym tuszu, pomalowane świeżą maskarą rzęsy zdecydowanie dobrze wyglądały. W pewnym momencie jak spojrzałam w lusterko, stwierdziłam "wow, ale mam długie rzęsy dziś" ;).




Do tej pory przez ponad dwa miesiące używałam mini-maskary (2.8 ml) Estee Lauder Sumptuous, którą mogę zdecydowanie polecić. Jak była świeża świetnie rozdzielała rzęsy, zagęszczała, wydłużała i nadawała im głęboki czarny kolor. Dostałam ją w zestawie z kredką do oczu. Zestaw kosztował 39 zł. Z czasem widać było po szczoteczce, że wysycha; szybciej się kruszyła i nie nadawała oczom takiej głębi. Jednak za taką cenę i trwałość sprawdzała się nad wyraz dobrze :). W dodatku jakby nie patrzeć to taka luksusowa marka :D

Innym kosmetykiem, którego stosowanie rozpoczynam w tym tygodniu to kremowa nawilżająca emulsja do mycia twarzy AA Prestige. Oprócz tego, że prawie zupełnie się nie pieni nie mogę na jej temat na razie nic więcej powiedzieć ;). Zobaczymy więc jak się sprawdzi...


Kupiłam również nowy podkład, który ma za zadanie rozświetlać twarz. L'Oreal LumiMagique, bo o nim mowa, to nowość na półce L'Oreal. Kolor dobrałam idealny, K2 rose porcelain, co akurat mi niestety się rzadko zdarza, ale powoli dochodzę do wprawy ;). Ma fajną konsystencje, dosyć płynną, ładnie się wtapia w skórę, ale nie jest mocno kryjący. Takie moje obserwacje po 2 dniach stosowania :).


Na koniec o dwóch pudrach, które wpadły w moje ręce w ten weekend. Za wiele o nich nie wiem, działanie wyjdzie w "praniu". Mowa o MaxFactor by Ellen Betrix, drugi to Bio detox organic od Bourjouis. Ten drugi na nieszczęście i zupełnie przypadkowo jest dla mnie zdecydowanie za ciemny, ale że bardzo chciałam go wypróbować będzie mi służył jako bronzer. A jak nie to niestety wyląduje na Allegro ;(.


Oba pudry mają podobne, duże opakowanie z lusterkiem i dołączoną gąbeczką.

To tyle z moich małych kosmetycznych zakupów z tego weekendu. Żałuję najbardziej, że kosmetyków nie dosięgają posezonowe wyprzedaże :-P

poniedziałek, 13 lutego 2012

Ksiażki

Dzisiaj szybko, bo pożera mnie niepowstrzymana chęć i niedająca się zaspokoić namiętność czytania ;). Książki - z jednej strony je kocham, z drugiej szczerze nienawidzę. Dlaczego kocha się książki to proste pytanie. Są niebagatelną rozrywką, rozwijają wyobraźnię, uczą języka, poszerzają horyzonty, itd., itp. Pomijając te oczywiste powody, czytanie po prostu sprawia mi ogromną przyjemność. Ale niesie za sobą też pewnego rodzaju obłęd, który utrudnia mi życie.

Czytając książkę, która mnie wciągnie daje się jej ponieść całkowicie. Wpadam w szaleństwo czytania, nieprzerwanego, aż doczytam do ostatniego słowa. Nie mogę się skupić na pracy, zadaniach domowych, innych ulubionych rozrywkach - skoro czeka na mnie niedokończona powieść. To akurat jest straszne, dezorganizuje mi całkowicie czas i porządek dnia. Nie mogę zasnąć, rozmyślam o dziejach bohaterów, a po zakończeniu, które mnie poruszy potrafię dobry tydzień analizować wypadki w książce, wracać do ulubionych scen i cytatów. Dodatkowo kiedy już się wciągnę, pochłaniam  książkę w całości, szybko (ale też często pobieżnie :/ ) - nie ma dla mnie znaczenia czy 100 czy 700 stron. Czytanie mnie nie nuży. Często jednak powoduje to, że nie pamiętam  dokładnie całej historii  po jakimś czasie i wracam do książek, które szczególnie mnie ujęły by na nowo przeżyć zachwyt i - w sumie - męczarnie czytania :).

To może korzystając z okazji przedstawię ranking książek, które muszę raz jeszcze przeczytać. Nie będę opisywać o czym jest dana fabuła, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, a ja spieszę się do ostatniego tomu sagi o Skrytobójcy R. Hobb ;). Ten mały ranking nie odzwierciedla moich ulubionych książek - takie, nawet po głębszym zastanowieniu, ciężko by było mi jednoznacznie wybrać - ale pokazuje tytuły i historie, które zamierzam sobie odświeżyć w najbliższym czasie :).

1. Wiedźmin, Andrzej Sapkowski - marzy mi się posiadać TO wydanie:

2. Historia Rodu Otori, Lian Hearn

3. Achaja, Andrzej Ziemiański

I zapewne jeszcze nie raz sięgnę do Harry'ego Potter'a:


Wyjątkowo wszystkie pozycje są z gatunku fantastyki, który zdecydowanie jest moim ulubionym :). I pewnie znalazłoby się kilka innych sag, do których z przyjemnością powrócę... z drugiej strony jeszcze TYLEEEE nowego jest do przeczytania! :) Ja w każdym razie teraz wracam już do Bastarda Rycerskiego Przezornego ;)

Wy macie jakieś powieści, po które zamierzacie sięgnąć kolejny raz?

niedziela, 12 lutego 2012

Śnieg!

Dziś jak małe dziecko cieszyłam się jak wstałam w południe i zobaczyłam za oknem padający śnieg! Padał tak cały dzień, niezbyt intensywnie, ale bez przerwy, tak więc jeszcze przed obiadem ubrałam się ciepło i wyszłam z psem odśnieżyć podjazd. Och, jaką mieliśmy z Ciapkiem radochę! On szalał w zaspach za rzucaną mu przeze mnie butelką po Pepsi (taka zwykła rzecz, a cieszył się jak głupi ;P), ja z kolei nie mogłam się napatrzeć na padający biały puch :). Szybko stwierdziłam, że ośnieżony psiak jest wdzięcznym obiektem do zrobienia kilku zdjęć, pognałam po aparat i strzeliłam kilka fotek. Trochę ciężko było zrobić odpowiednie zdjęcia, jednocześnie trzymając aparat, robiąc fotki, rzucając butelkę i biegając za psem z nadzieją na dobre ujęcie ;). Wyszło, co wyszło :P



Jeszcze kilka portretów, bo uważam, że mój piesek jest wyjątkowo fotogeniczny ;)




Ja po zabawie wyglądałam mniej więcej tak samo - jak mały bałwanek ;). I marzy mi się wolne i wyjazd, choć krótki, weekendowy, na narty... 

Pozdrawiam i tych kochających taką zimę i tych kochających ją trochę mniej! ;)

Zakupy

Standardowo pierwszy dzień po powrocie do domu spędziłam przemierzając alejki centrum handlowego. Już wręcz stało się tradycją, że zaraz po moim przyjeździe udajemy się z mamą na większe lub mniejsze zakupy. Te dzisiejsze określiłabym zdecydowanie jako większe :D. Chyba hitem, który udało mi się kupić, są proste, brązowe spodnie z Orsay za uwaga(!) - 10 zł. :D Cena tak wyjątkowa, bo nie dość że spodnie z i tak już końcowej zimowej wyprzedaży, to w dodatku miałam zniżkę klubową na 20 zł, obejmującą również rzeczy przecenione.

Kupiłyśmy też trochę innych, fajnych rzeczy, ale nie miałam jak zrobić dziś zdjęć, a w ciemno ciężko się chwalić ;). Najgorsze, że nasza dzisiejsza wyprawa była bardzo utrudniona, gdyż podczas ubiegłotygodniowych silnych mrozów nasz samochód odmówił posłuszeństwa. Po ponad rocznym przyzwyczajeniu człowiek nagle bez samochodu czuje się jak bez ręki. Obie z mamą byłyśmy zdane na łaskę komunikacji miejskiej. Zaznałyśmy więc trochę spaceru i oczekiwania na autobus na mrozie. A na koniec dnia to wyjątkowo mnie pierwszą rozbolały dziś plecy od długiego łażenia... Czyżby człowiek się starzał? ;)

piątek, 10 lutego 2012

Studenckie życie

Tytuł posta brzmi prawie jak parafraza powiedzenia "pieskie życie", ale nie chciałam pisać o niczym strasznym i dołującym. A raczej o tym jak dobrze jest być studentem i raz na jakiś czas wrócić do domu, w ramiona kochającej mamy ;). Krążą po sieci legendy o studentach żywiących się "chlebem posmarowanym nożem"; ja sama często powtarzam, że na śniadanie zjadłam herbatę ;P. Dlatego doskonale jest wrócić do domu! Ach!  Nie martwić się o jedzenie, przygotowanie go, dać znów się komuś o siebie zatroszczyć... :)

Dziś wstałam o 6.15, spakowałam się szybko, pobiegłam na ćwiczenia i zaraz po nich ruszyłam na PKP. Niestety, w Poznaniu jak to w Poznaniu - wystarczyło 20 cm śniegu, by sparaliżować komunikację miejską. Z językiem na brodzie dotarłam na pociąg, który oczywiście był spóźniony ponad kwadrans. Po ponad 5 h drogi dojechałam do domu, gdzie czekało mnie mnie pyszne powitanie:




TARTA Z WARZYWAMI :)

<mniam> Polecam szczerze, choć przepisu nie znam ;) <mniam> 

P.S. Spód wygląda lekko jak zakalec, ale wystarczy ponakłuwać go widelcem  i nie powinien wyjść taki "zbity" :)

wtorek, 7 lutego 2012

Przekąska

Najgorzej się wybrać do sklepu "na głodnego", a właśnie w takim stanie odwiedziłam ostatnio Piotra i Pawła. W momencie kiedy dostrzegłam ceny czekolady - ok. 4 zł za tabliczkę - przeraziła się. Droga zrobiła się ta słodka przyjemność. Jednak przechadzając się alejkami sklepu dostrzegłam pewną nowość w promocyjnej cenie, której nie miałam okazji do tej pory skosztować. Skusiłam się wiec na chrupiące listki wielozbożowe - SUNBITES. Spośród dostępnych smaków (owoce leśne, papryka z ziołami, słodko-słone i wiosenne warzywa) wybrałam te pierwsze, o smaku "darów lasu" ;). Opakowanie zachęca do spróbowania zawartości, ukazując ślicznutki i smaczniutkie maliny oraz jagody. Mniam :D


Powiem, że przekąska jest bardzo smaczna. Głównym jej minusem, podobnie jak wielu innych ciasteczek, jest to, że wchodzi w zęby i ciężko później poodklejać samoczynnie poczynione zapasy ;). O ich wartości kalorycznej niestety nie umiem nic powiedzieć, bo się nie znam na tym. W tabeli na opakowaniu mają wyszczególnione ilości danych składników, zwróciłam tylko uwagę, że zawierają błonnik i nasycone kwasy tłuszczowe. Myślę jednak, że w przypadku takiej żywności ilości tych zdrowych składników są znikome. Dlatego też nie przykładam większej wagi do tego. Producent zapewnia, że są zdrowe, lekkie i te pe - ale nauczyłam się traktować takie zapewnienia jako lekko naciąganą prawdę ;). Podsumowując: mam tylko nadzieję, że są zdrowsze od chipsów ;P


Swoją drogą: bardzo lubię smakować nowości spożywcze <mniam> ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Nowy look

Jako, że ciągle są to moje początki z blogiem, nadal eksperymentuje z jego wyglądem. Wiadomo, chciałabym żeby designem nawiązywał do mnie lub chociaż zamieszczanych na nim treści. Jednak i ja i treści są na tyle wszechstronne, że ciężko mi się na coś zdecydować. Poprzednie tło, które pokazywało leśną drogę, drzewa i zieleń, było piękne, lecz dla mnie zdecydowanie bardziej pasowało do prowadzenia sekretnego dziennika, zapisu filozoficznych przemyśleń lub kopiowania rozdziałów z "Tajemniczego ogrodu". Obraz aktualny - kto mnie zna, wie, że nie znoszę wszędobylskiego piasku :P. Ale scena sama w sobie jest śliczna: plaża, słońce, książka - sceneria pomaga oddaniu się marzeniom i rozmyślaniu o niebieskich migdałach ;P.

Zmierzam do tego, że kto mnie odwiedza, może na chwilę stracić rezon, że znalazł się na niewłaściwej stronie. Nie zaprzeczam, iż będę jeszcze z layout'em eksperymentowała by znaleźć złoty środek. Cieszę się, że zmiana wyglądu strony jest prostsza i mniej bolesna niż zmiana własnego oblicza ;). I na szczęście wszelkie ingerencje można tu szybko i bezboleśnie cofnąć ;).

***

Żeby nie było Wam zbyt gorąco i rozkosznie od piasku tutaj wrzucam kilka zdjęć, zrobionych niestety telefonem w zmarzniętym tej zimy Parku Sołackim.


 



Dziś pogoda była piękna, choć niektórzy na pewno przeklinali utrzymujący się ponad tydzień mróz na poziomie -10 do -15 stopni Celsjusza. Mnie dziś wyjątkowo szczypały policzki. I tylko śniegu się doczekać w taką pogodę nie mogę, bo powiedzcie, co jest fajniejszego niż skrzypiący na mrozie śnieg pod butami? ;)

niedziela, 5 lutego 2012

Uczeń skrytobójcy

Przez tą całą nieszczęsną sesje, zawalone dni i tygodnie, zupełnie nie znajdowałam czasu na dobrą książkę. I to mnie zmartwiło wczoraj do tego stopnia, że siadłam przed komputerem i zaczęłam wielkie przeglądanie katalogów internetowych Empiku, Weltbild'u i księgarni Matras. W końcu po jakiejś godzinie sama już nie wiedziałam na co się zdecydować, tym bardziej, że czułam, iż dobra książka potrzebna jest mi tu, zaraz i natychmiast.

Sięgnęłam pamięcią do pozycji, które posiadam i z radością przeczytałabym jeszcze raz. Przypomniała mi się pewna książka, która w sposób niecodzienny znalazła się w moim księgozbiorze. Dawno, dawno temu trafiła do nas jako gratis do dużych zakupów w Prószyńskim. Co ciekawe były to dwa tomiszcza, ostatnie części trylogii. Dostaliśmy bowiem książkę autorstwa Robin Hobb, opowiadającą o przygodach skrytobójcy. Część III ma tytuł "Wyprawa Skrytobójcy". To klasyczna opowieść z gatunku fantastyki. Jednak sporo czasu minęło póki sięgnęłam po coś, co musiałabym czytać od środka. Nie znając całej historii wiedziałam, że poznam tylko jej zakończenie. Mimo wszystko skusiłam się, a lektura ta bardzo przypadła mi do gustu. Ciekawe postacie i fabuła, dobrze nakreślony wyimaginowany świat. Pomimo tego, że wielu informacji musiałam się domyślać lub wnioskować samodzielnie, historia wydała mi się interesująca i porywająca. Kilkakrotnie próbowałam przypomnieć sobie tą historię, jednak zawsze miałam ochotę poznać jej wcześniejszą treść, czyli tomy poprzednie.

Tak więc zaczęłam czytać, na razie jedynie e-booka, początek tej niesamowitej sagi - pt. "Uczeń Skrytobójcy". Na pierwszy raz pochłonęłam 60 stron, rano kolejnych tyle. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo nie chcę się uczyć do jutrzejszego egzaminu! Chcę czytać! I zapewne będę, bo jak mówi znane studenckie przysłowie "bez spiny, są drugie terminy" ;). Tak więc zaraz lecę pod prysznic, jeszcze raz rzucę okiem na notatki, a na deser, przed snem, zafunduję sobie kolejną wizytę w krainie Rodu Przezornych, gdzie Bastard, królewski bękart, pobiera nauki o tajemniczym fachu skrytobójcy...

Już nie mogę się doczekać! :D 

sobota, 4 lutego 2012

Sobotnie porządki

Jak w każdym przykładnym polskim domu w sobotę trzeba zrobić gruntowne porządki. Dziś poddałam się tej regule bez ociągania, gdyż zobowiązałam się (pomimo swojej niechęci) do tego, a wierzę w powiedzenie, że "człowiek niesłowny jest gorszy niż złodziej" ;). Tak więc zabrałam się za porządki. Najwięcej czasu spędziłam w łazience, tym razem nie pielęgnując siebie, a ceramikę i armaturę ;).

Do sprzątania od zawsze używam gumowych rękawic, zarówno przez to, że nie chcę by moje dłonie miały styczność z całą masą czyszczących chemikaliów, jak również z faktu, że brzydzą mnie różnego rodzaju brudy, itp. :P. Ostatnio dowiedziałam się, że ważne by kremować ręce przed włożeniem ich w rękawiczki. Jest to istotne, ponieważ skóra i paznokcie nie lubią wilgoci. Rękawice chronią przed detergentami i wodą, ale w samej rękawiczce po jakimś czasie zaczyna się robić nieprzyjemnie wilgotno... Guma nie oddycha, nie przepuszcza powietrza, nie odprowadza potu i wilgoci, więc zabezpieczenie dłoni kremem, przed włożeniem do rękawic, jest obowiązkowe. Po skończeniu misji porządkowej nakładamy krem po raz kolejny.

Obecnie używam kremu 2 w 1 do rąk i paznokci z Yves Rocher: Beauté des mains. Zawiera on "wyciąg z arniki o właściwościach ochronnych oraz wygładzający wyciąg z róży". Nie zawiera parabenów, a składniki są pochodzenia roślinnego, w dodatku z upraw ekologicznych.  Tyle od producenta. Ja natomiast powiem, że pomimo trudnego do określenia i polubienia zapachu, krem naprawdę mi się podoba i doskonale spełnia swoją rolę. Ma trochę 'leistą' konsystencję, ale szybko się wchłania. Powiedziałabym, że jest wydajny. Na długo daje poczucie nawilżenia i ochrony, zapach niestety też długo się utrzymuje. Dlaczego raczej źle mówię o zapachu? Na pewno nie każdemu się spodoba, jest naturalny, kwiatowy - chyba pachnie jak kwiaty arniki, bo róży w zapachu nie czuję :). Moim znajomym zapach na pewno nie przypadł do gustu, ja osobiście przyzwyczaiłam się do naturalnych i nie zawsze ładnych zapachów kosmetyków Yves Rocher.

piątek, 3 lutego 2012

Pyszny owoc - pomelo

Hej :)

Dziś chciałam zaprezentować pewien przysmaczek, który odkryłam całkiem niedawno. Mowa o pomelo, inaczej pomarańczy olbrzymiej, tudzież grejpfrucie pomelo. Jest to największy na świecie cytrus! Może osiągnąć prawie 20 cm średnicy i ważyć ponad dwa kilo. Na sklepowych półkach nie spotkałam się z owocem lżejszym od 0,9 kg. A waga jest w przypadku pomelo bardzo ważna. Przygotowałam się przed pisaniem posta i zrobiłam mały research, by opisać właściwości tego cytrusa.

Ale zanim o tym, co nad da zjedzenie tego olbrzyma, potrzeba wiedzieć jak wybrać odpowiedni owoc. I właśnie do tego warto mieć "wagę w rękach", albo przy stoisku z owocami ;). Chodzi o to, że im cięższy owoc tym świeższy i lepszy. Najlepiej jeżeli wybierzemy kilka pomelo zbliżonej wielkości, ale wybierzemy najcięższe z nich. Jak już kupimy owoc, a nawet dwa, nie musimy się martwić o przechowywanie. Po pierwsze dlatego, że i tak szybko go zjemy (bo będzie nam smakował), po drugie dlatego, że może byc długo przechowywany i złe rzeczy mu się nie dzieją. Jednak jak mamy zamiar trzymać go dłużej niż tydzień,mimo wszystko polecam włożyć go do lodówki.

  Jak się dobrać do tego delikwenta? No cóż.. potrzebujemy delikwenta i nóż. Najpierw odpakujemy z dwóch zawiniątek, w których przynieśliśmy zakup ze sklepu, później nacinamy skórkę (a skórka może być całkiem gruba, dochodzi do 5 cm. To już lekka przesada, ale 2 cm już mi się trafiło ;) ) u góry owocu. Najlepiej dobranie się do pomelo przedstawi instrukcja, dołączona do takowego.

Gdy obierzemy cytrusa ze skóry, łatwo można go ręcznie, bez użycia dodatkowych narzędzi, podzielić na cząstki. Ważne jest, by wyłuskać każdą cząstkę z błonek, gdyż są one twarde i gorzkie. Reszta owocu zaś ma smak słodki, cytrusowy, czasami kwaśnawy. Owoc nie jest mocno soczysty, ale też nie jest suchy. 
Ma smak zbliżony do grejpfruta, ale nie jest tak gorzki. Może mieć wewnątrz małe pesteczki.

Czemu tak smaczny i zdrowy jest owoc pomelo? Bo to magazyn witaminy C. Idealny na porę zimową i jesienną. W sumie idealny na każdą porę roku. Jest słodki, zdrowy i soczysty. Oprócz tego, że ogromna ilość wit. C pomoże nam nie dać się przeziębieniom, to jeszcze uelastyczni nam tętnice. Jeżeli o tętnicach mowa, pektyny zawarte w pomelo redukują tempo odkładania się tłuszczów w nich, a więc hamują w ten sposób rozwój miażdżycy.
Ponadto pomelo jest pogaty w antyoksydanty, pomagające w walce z oznakami starzenia. Zawiera bioflawonoidy, któtre według badań hamują rozwój komórek nowotworowych (np. u pacjentek z rakiem piersi). 
Jeżeli dokucza Ci zgaga lub (gorszy) refluks, sok z pomelo ma właściwości zasadowe i pomoże Ci się z tym uporać ;).
Pomelo oczywiście jest również wspaniałym elementem diety odchudzającej, czy w ogóle zdrowej diety. Ma niewiele kalorii, a dodatkowo pomaga obniżyć ilość wchłanianego do krwi cukru po posiłku.
I na koniec: spożywanie owocu dodaje ciału energii i wigoru, a skórze gładkości i blasku.


Czy po wymienieniu zapewne nie wszystkich jeszcze zdrowotnych właściwości olbrzymka, można dodać coś jeszcze na zachętę? Może tylko, że nie kosztuje zbyt dużo: aktualna cena za kg w Biedronce to 4 zł 47 gr. Za owoc o przeciętnej wadze 1,1 kg wychodzi około 5 zł za sztukę. Pyszną sztukę :D

środa, 1 lutego 2012

Nic dwa razy

Naprawdę zasmuciła mnie dziś wiadomość o śmierci Wisławy Szymborskiej, wybitnej polskiej poetki i noblistki. Nie czytałam dużo jej poezji, może tylko kilka wierszy. Jednak wiem, że mam w domu kilka jej tomików poezji. Zakupiła i przeczytała je moja babcia; myślę że jest okazja teraz by do nich sięgnąć i wspomnieć tak znaczącą osobę. 

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.

W. Szymborska, Nic dwa razy

Może w związku z tym przykrym wydarzeniem wspomnę jeszcze o jednym polskim poecie, którego twórczość jest mi zdecydowanie bardziej znana od dzieł Szymborskiej. Mowa tu o Czesławie Miłoszu, a którego wiersze można było poznać w szkole. Najbardziej zapadł mi w pamięć wiersz "Koniec świata", bo dokładnie tak wyobrażam sobie, że on (koniec świata) nastąpi. Na tyle smutna wiadomość o śmierci Szymborskiej nastawiła mnie pro-poezyjnie, że zacytuję i ten wiersz:

W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.
W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.

C. Miłosz, Koniec świata

Na koniec już w bardziej pozytywnym tonie wiersz, który doskonale pamiętam ze szkoły. Również autorstwa Miłosza:

Ganek, na zachód drzwiami obrócony,
Ma duże okna. Słońce tutaj grzeje.
Widok szeroki stąd na wszystkie strony,
Na lasy, wody, pola i aleje.

Kiedy już dęby w zieleń się przybiorą,
A lipa cieniem zakryje pół grzędy,
świat ginie w dali za niebieską korą,
Pocięty liśćmi w cętkowane zęby.

Tutaj brat z siostrą, nad małym stolikiem
Klęczą rysując wojny i pogonie.
I pomagają różowym językiem
Wielkim okrętom, z których jeden tonie.

C. Miłosz, Ganek

Powracając na chwilę do - już śp. - Wisławy Szymborskiej, przypomina mi się pewna, stosunkowo zabawna sytuacja, która miała miejsce w Kórniku, przy domu rodzinnym poetki. Otóż na ćwiczeniach terenowych, było dane nam zobaczyć jej miejsca narodzin i wysłuchać krótkiej historii o pani Szymborskiej. Ja jednak zamiast słuchać, usilnie rozmyślałam na temat jej imienia i co najgorsze dzieliłam się tymi przemyśleniami z otoczeniem: "Ale że Wisława? Nie Wiesława? ...(chwila ciszy)... No ale co to za imię Wisława? Jak to zdrobnić... jak do nie wołali - hej Wisła???" ;) 

Zawsze jakiś temat do głębszych i płytszych rozważań sobie znajdę ;)