Jest pewne zło, wróg nr 1, z którym walczę od początków mego istnienia. Wszystkie bitwy przegrane... wojna przegrana... nie mogę sobie z nim poradzić...
Wielka, zła i brzydka - opryszczka. Po-katarowy wysyp ma miejsce zawsze przy spadku odporności. Wszelkie metody zapobiegania jej występowania nie dają skutków. Pozostaje mi jedynie łagodzenie jej objawów, kiedy już wystąpi. Przystępuje do tego z bogatym, ciężkozbrojnym orężem:
Hascovir/Heviran - łykam w dawce 1600 mg dziennie (3x po 800 mg), bez tego leku opryszczki mogłabym się nigdy nie pozbyć :(. Niestety dostępny jedynie na receptę, a dawka 800 mg nie jest refundowana (a więc za opakowanie życzą sobie ok. 49 zł).
Plasterki Compeed - powiem szczerze, że niedawno odkryłam, że naprawdę działają. Drogie, ale są bardzo pomocne. Te niebieskie są na noc i są trochę droższe (ok. 30 zł za 15 plasterków).
Sonol - płyn wysuszający. Skuteczny, ale jego stosowanie boli :(
Lip Balm Lovely - z kamforą i mentolem. Na opakowaniu pisało, że wspomaga leczenie opryszczki. Nie wiem czy zaiste tak się dzieje, ale nawilża i przynosi ulgę spierzchniętym wargom ale i np. skórze na nosie, przesuszonej po katarze ;).
Mogę powiedzieć, że choć tego nie chcę jestem ekspertem od tej przypadłości. I stwierdzam jedno - nie życzę jej nawet najgorszemu nieprzyjacielowi. =]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz