niedziela, 27 stycznia 2013

Roczek!

Dziś mija rok, odkąd męczę Was swoimi tekstami ;). Myślę, że to wspaniałe dla mnie osiągnięcie - wpadłam w pewną rutynę, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Myślałam, że nie mogę być na tyle zdyscyplinowana, by podjąć się wyrażania różnych spostrzeżeń w stosunkowo regularnych odstępach czasu, w dodatku w formie nadającej się do publicznego wglądu. Jednak te 365 dni o czymś świadczą. Przynajmniej dla mnie ;). Pisanie na blogu to dla mnie czysta przyjemność i mogę żałować jedynie, że nie zawsze mam na to czas.

Na kolejny (mam nadzieję) rok, mam małe postanowienie odnośnie strony wizualnej bloga. Chciałabym więcej uwagi poświęcić zdjęciom i ich jakości. Przeglądam wiele pięknie prowadzonych blogów i tylko po cichu zazdroszczę Autorom i sprzętu, i warunków, i talentu, i ogarnięcia programów graficznych ;). Teraz sama postaram się moje braki w tym zakresie choć częściowo uzupełnić.

Z okazji "roczku" chciałabym też bardzo pozdrowić moich Czytelników. A także bardzo podziękować, za odwiedzanie mnie tutaj. Dziękuję! Wszystkim! I stałym Czytelnikom, i przypadkowym, i tym, których znam osobiście, a także tym, których nie mam okazji poznać!

Dla Was po kawałku wirtualnego, urodzinowego tortu. Ja i Świat wg Goszy musimy także zadowolić się jedynie smakowitym obrazkiem ;). Jest już po 18.00 więc może dobrze, że taka pychota nie stoi nigdzie w pobliżu ;).

Źródło: grafika google

sobota, 26 stycznia 2013

WeekEND

Nareszcie! Piątkowy wieczór jest dla mnie zawsze równoznaczny z lenistwem i całkowicie bezproduktywnym spędzaniem czasu. Nie inaczej było w przypadku dzisiejszego popołudnia i wieczoru. Mój tydzień był okropny, zdecydowanie za ciężki, nawet jak na okres sesji. Na szczęście nadchodzący nie będzie już tak intensywny i moje zaopatrzenie na sobotę i niedzielę nie wygląda, tak jak w ubiegłym tygodniu wyglądało, czyli:

;)
Właściwie na nadchodzące dni nie mam żadnego zaopatrzenia, postanowiłam pojechać do Słupska, a w domu wiadomo nie trzeba martwić się o zapasy w lodówce i szafce ze słodyczami ;).

Dziś w ramach rozpieszczenia się po całotygodniowych studenckich męczarniach byłam na przepysznym obiedzie w naleśnikarni Manekin. Jeśli nie kojarzycie tej miejscówki, powinniście jak najszybciej uzupełnić swoją gastronomiczną mapę o to miejsce. Jeśli mieszkacie w Toruniu, Bydgoszczy, Gdańsku, Łodzi lub Poznaniu to macie wielkie szczęście i możecie bez problemu sami przekonać się o smakowitości potraw przyrządzanych w tym miejscu. Po więcej info odsyłam na ich stronę - manekin.pl. Nie wiem, jak mogę Was jeszcze zachęcić do wizyty w tej naleśnikarni, nie udało mi się zrobić ani razu zdjęcia podawanego mi lub innym jedzenia. Nikt nigdy nie myśli o robieniu zdjęć, kiedy gorący i smakowity obiad czeka na stole ;). 

Dziś miałam okazję próbować spaghetti naleśnikowego ze szpinakiem i sporym kawałkiem grillowanego łososia. Coś pysznego! Swoją drogą ani razu nie jadłam tam czegoś, co mi nie smakowało. A do wyboru jest mnóstwo: przede wszystkim naleśniki (i wytworne, i na słodko),a oprócz tego sałatki, zupy, desery i napoje. Sam wybór jest na tyle duży, że można spędzić wiele minut nad kartą dań, nie mogąc na nic konkretnego się zdecydować. (Ktoś mądry kiedyś powiedział, że co za dużo to niezdrowo - święta racja! ;) ). Oprócz genialnego jedzenia Manekin ma również swój niepowtarzalny klimat! Wystrój wnętrz jest nietuzinkowy, bardzo oryginalny, wręcz artystyczny. Na dodatek miła obsługa i stosunkowo przystępne ceny (naleśnik + napój to koszt ok. 20 zł) sprawiają, że chętnie jadam w tym miejscu. A już obowiązkowo, jeśli w grę wchodzi obiad z "moimi Dziewczynami" - podobnie jak dzisiaj, bo to już praktycznie tradycja, by spotykać się w Manekinie. Przy okazji serdecznie Was Dziewczęta pozdrawiam! ;).


Objadłam się i opiłam, więc na wieczór ujawnił się we mnie jeszcze większy leń, niż do tej pory. Zarzuciłam pomysł by poodkurzać albo poprasować, na rzecz surfowania po Internecie i obejrzenia jakiegoś filmu. Co do filmu, to padło na coś przyjemnego, lekkiego, zabawnego, ale z morałem - wybrałam bajkę Merida Waleczna. Długo nosiłam się z zamiarem obejrzenia tej animacji i akurat po niedawnych oskarowych nominacjach, jeszcze bardziej nią zaciekawiona, obejrzałam tą wytypowaną przez Akademię bajkę. Nie chcę za dużo zdradzać z fabuły, więc nie napiszę o czym jest. Za to mogę pochwalić to, jak jest zrobiona. Genialna animacja! Disney i Pixar - to ich zasługa, a ich robota nadal stoi na najwyższych poziomie. Poziom również trzyma polski dubbing. Tu mały off-topic, podkreślę bowiem jeszcze raz: dubbing jest świetny, ale w bajkach, a NIE w Hobbicie! :P (Tudzież w innych filmach fabularnych z żywymi aktorami). Wracając do animacji - z wiadomych powodów najbardziej będę się zachwycać animacją konia głównej bohaterki - Angusa, ale fantastyczna była też animacja innego zwierzęcia. Jakiego? Obejrzyjcie film ;).


Źródło: grafika google

A Wy jak spędzacie piątkowy wieczór? Aktywnie i ambitnie, leniuchujecie jak ja, a może urządzacie sobie nocny clubbing? ;)

Pozdrawiam na weekend!

niedziela, 20 stycznia 2013

Spełnianie kosmetycznej listy zachcianek

Mam dość długą listę kosmetycznych (i nie tylko) życzeń. Czasami udaje mi się swoje zachcianki spełnić. A to odłożę sobie na konkretną rzecz, a to przyjdą święta, a to jakaś promocja lub przypadek się nawinie. Ostatnio miałam szczęście, bo sama i z pomocą osób trzecich powiększyłam kolekcję swoich kosmetyków o trzy, na które miałam ochotę od dłuższego czasu. Wszystkie cieszące się bardzo dobrymi opiniami, długo wyczekiwane przez moją kosmetyczkę (w tym jedna pozycja w szczególności ;) ).

To może od niej zacznę - maskara Estee Lauder Sumptuous Extreme, mój Gwiazdkowy prezent ;). Zużyłam dwa mini opakowania wersji "bez extreme" i byłam oczarowana tym tuszem. Pełnowymiarowy tusz również mnie zachwycił - pogrubia i wydłuża rzęsy; wydaje mi się, że moje spojrzenie naprawdę staje się powłóczyste ;). W dodatku maskara jest trwała i nie kruszy się.


Największy szok przeżyłam otwierając tusz - szczoteczka swoją wielkością jest zbliżona do szczoteczki do zębów! Nie żartuję ;). Na szczęście operowanie nią nie sprawia mi trudności. 
W związku z tą upragnioną maskarą (w jej przypadku nie czytałam opinii innych osób, bo tuszu z takiej półki nie brałam pod uwagę planując zakupy) mam tylko obawy, że zbyt szybko wyschnie, lub zacznie się osypywać z rzęs, albo stanie się z nią coś innego niedobrego. Chciałabym by nasz romans trwał dłużej niż standardowe tuszowe dwa miesiące ;).

Zaraz po oczach pora na całą twarz. Nie tak dawno temu zaopatrzyłam się we własną buteleczkę podkładu Revlon ColorStay. MNÓSTWO się o nim nasłuchałam i naczytałam - oczywiście samych superlatyw. Tak się nakręciłam, że musiałam koniecznie przetestować to cudo. Faktem jest, że produkt ten jest bardzo dobry. Mam kolor nr 150 - Buff, który mi bardzo odpowiada. Przyznam, że pod względem koloru nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się tak dobrze dobrać podkładu. Za to wielki plus! To jasny kolor, nie za beżowy, nie za różowy - dla mnie idealny. Podkład też jest niesamowicie trwały, dobrze kryje. Naprawdę jestem z niego ogromnie zadowolona, choć mimo wszystko przypuszczam, że będę go zdradzać z chęci testowania zawsze czegoś innego ;). Przypuszczam też, że będę do niego później niejednokrotnie wracać. 

Minusem jest niewątpliwie sposób dozowania - duży otwór w buteleczce powoduje, że może nam się wylać za dużo produktu i trzeba dozować go bez pośpiechu i ostrożnie.


Ostatnią rzeczą, którą też chciałam wypróbować był żel do twarzy firmy Biały Jeleń. I w tym przypadku moje pragnienie wzięło się od czytania samych pozytywnych recenzji o tym produkcie. Rozglądałam się za nim od dłuższego czasu w drogeriach, jednak bezskutecznie. Zupełnie przez przypadek odwiedzając Schlecker'a trafiłam na żel z Oczarem Wirginijskim. Nie jestem jednak osobą odpowiednią do recenzowania kremów i żeli do twarzy, bowiem chciałabym wyjść z łazienki po zastosowaniu danego specyfiku z cerą jak z Photoshop'a. Niestety.... same wiecie jak to jest ;). Tak więc wierzę w zapewnienia producenta co do tego kosmetyku i setki pozytywnych opinii, sama nie wydając żadnej. Póki co mi się podoba, choć do Photoshopa mi jeszcze daleko ;).




Na mojej liście kosmetycznych zachcianek pozostało nadal wiele produktów. Często dopisuje nowe ;). Na przykład czaję się na podkład z Estee Lauder - Double Wear, choć to też kosmetyk raczej poza moim zasięgiem. Ale kto wie? ;) Trzeba być dobrej myśli i trzeba być grzecznym, to może i w tym roku Mikołaj wysiłki wynagrodzi ;).

sobota, 19 stycznia 2013

Zielona Księga Urody '13


Wpadł mi ostatnio w ręce katalog na nowy rok od Yves Rocher. Tym razem moja ulubiona kosmetyczna marka się nie postarała. Mam przed oczami Zieloną Księgę Urody z roku 2012, która była przede wszystkim objętościowo większa. Pamiętam jak ją przeglądałam, prawie na każdej stronie coś mnie zachwycało i myślałam sobie, że musiałabym to i to kupić, i wypróbować.

Tegoroczny katalog nie wzbudził we mnie tak pozytywnych emocji. Mój portfel się cieszy okrutnie, ja jestem rozczarowana :(. Jest sporo informacji o ekologicznym podejściu tej marki, jej technologiach i zasługach. Mniej jest info o nowościach lub wyjątkowych ofertach. A znane mi już kosmetyki nie są przedstawione w jakiś innowacyjny sposób - nie tak, bym zapragnęła je koniecznie mieć.

Jeszcze jedna uwaga i porównanie do ubiegłorocznej "biblii urody", jak się mawia o tym katalogu w Francji. W roku 2012 przeglądałam Zieloną Księgę bardzo często, kilka razy w tygodniu (szczególnie na początku). Tym razem prawie zapomniałam, że ją w ogóle mam.

A Wy miałyście okazję przeglądać coroczne katalogi od Yves Rocher?


Chuda i nieciekawa. Oj nieładnie, nieładnie...

wtorek, 15 stycznia 2013

Nie ma mnie :(

Chciałam Was bardzo przeprosić za moją nieobecność. Przypuszczam, że w tym tygodniu nic nowego się nie pojawi, ale mam tak napięty kalendarz oddawania projektów, prezentacji, zaliczeń i całego  dopiero przedsesyjengo bałaganu, że niestety tu nie zaglądam. W wolnej chwili marzę tylko, żeby dobrze zjeść, odmóżdżyć się i pójść spać.

Mój poradnik radzi dziś, że śmiech jest dobry na wszystko. Mam nadzieję, że na sesję też ;)

Śmiej się często. Poczucie humoru jest lekarstwem na prawie
wszystkie nieszczęścia świata.


Welcome to (not only) my world! ;)

czwartek, 10 stycznia 2013

Nareszcie stało się!

To była prawdziwa męczarnia dla mnie tyle czekać na to wyjście, ale stało się - byłam na "Hobbicie". Wstrzymywałam się tyle czasu, bo zależało mi, żeby iść do Orange IMAX, na którym się nie zawiodłam. Tak samo jak na filmie! Napisać, że jest genialny to mało! Używanie superlatyw nie oddaje w całości jak dobry jest ten film, szczególnie dla fanów Tolkiena w wersji a'la Jackson!

Naprawdę nie czuję się na siłach świeżo po seansie podzielić się z Wami recenzją. Nigdy nie dam rady  obiektywnie ocenić tego filmu, a nawet nie chcę. Dla mnie to było iście magiczne przeżycie, z cała falą emocji i nastrojów. Było zabawnie, wesoło, ale i mroczno, przerażająco, "trzymająco" w napięciu. Przecudowna muzyka! Fenomenalna ścieżka dźwiękowa nawiązująca do "Władcy Pierścieni", a zarazem inna. Wspaniały motyw przewodni "Lonely Mountain" wpleciony i w muzykę radosną, i skoczną, i mroczną i podczas wartkiej akcji. Jeśli chodzi o ogólną recenzję to polecam tą z portalu Filmweb, z którą zgadzam się praktycznie w 100 % -> KLIK.

W dwóch momentach ścisnęło mnie w środku ze wzruszenia. Pierwszy raz w momencie, kiedy film się rozpoczynał: pierwsze minuty i czuję, że po 10 latach znów jestem w świecie, który totalnie uwielbiam. To tak, jakby znów zawitać do domu, po długiej podróży. Tak się cieszę, że mogę znów odwiedzić Śródziemie, znane już, a jednocześnie nadal w nim  jest tak wiele do odkrycia. A drugi raz, kiedy chwyciło mnie za gardło to start napisów końcowych, piosenka rozniecająca moje emocje (zamieszczam poniżej) i myśl, że teraz rok oczekiwania na kolejną część; smutek, że fantastyczny film dobiegł już końca i żal, że nie dane mi żyć naprawdę w Śródziemiu ;).

W mojej opinii to cudowne, że film podzielono na 3 części. Już nie mogę się doczekać ich wersji reżyserskich ;). Książka "Hobbit" ma w sobie ogromny potencjał, choć nie wszystko, co sfilmowano zostało w niej opisane (wszak miała trafić do najmłodszych). I myślę sobie, że problemy z wymyślaniem prezentów z różnych okazji moi bliscy mają już z głowy - cokolwiek będzie nawiązywać do "Hobbita" (oczywiście też do LOTRa) będzie z olbrzymim entuzjazmem przeze mnie przyjęte :D. Myślicie, że DVD wyjdzie do 20 marca? :P

Na zdjęciu - pierwszy prezent z kolekcji tych już ulubionych ;) - książka o tym, jak kręcono film. Mnóstwo zdjęć, wywiady, wspomnienia plus opisy scen i jak to fenomenalne dzieło kręcono ;)

Neil Fenn - Lonely Mountain:

poniedziałek, 7 stycznia 2013

To będzie dobry rok!

Nie może być inaczej niż w tytule, jeśli mam pod ręką swój kalendarz:


Jest to zdzierak z mądrą myślą na każdy dzień roku. Oprócz tego na kartce jest sporo miejsca na własne notatki. Dni napisane są dużymi literami, pod spodem znajdują się imiona solenizantów, a wyżej godziny wschodu i zachodu Słońca oraz Księżyca. Do kalendarza dołączona była podstawka, można więc swój Mały Poradnik Życia postawić lub powiesić ;). Ja wybrałam pierwszą z opcji i moja "życiowa pomoc" stoi dumnie koło komputera (oczywiście wówczas, gdy nie pozuje do zdjęć ;) ).


Myśl na dzień dzisiejszy dobrze widać, za to do tej pory moją ulubioną poradą jest ta z 5 stycznia:
Nie mów, że brak ci czasu. Twój dzień ma dokładnie tyle samo godzin, co dzień Helen Keller, Pasteura, Michała Anioła, Matki Teresy, i Alberta Einsteina.
Słyszałam to zdanie wcześniej. Gdy nad nim myślę, zastępuję lub dopowiadam sobie imiona osób, które sama podziwiam i mogę się nimi motywować. To dobre zdanie i daje mi do myślenia. Możemy innych podziwiać za ich talent i dokonania, zazdrościć pieniędzy, sukcesu czy szczęścia. Część z Wielkich, Sławnych czy Bogatych doszła to swojej pozycji talentem, ciężką pracą lub wyrzeczeniami. Część może ma lepiej od nas, a może po prostu fart im sprzyja i okoliczności, w jakich żyją. Nieodmiennie jednak wszyscy mamy dokładnie tyle samo jednego - czasu. Więc mamy też prawie równe szanse na sukces ;).

Wspominam tą myśl za każdym razem gdy dociera do mnie, że kolejną godzinę bezsensownie przeglądam kolejne bezsensowne strony internetowe lub oglądam równie bezsensowne programy w telewizji. Od takiej biernej rozrywki nawet czytanie prostej książki będzie sensowniejsze i z bardziej pozytywnym skutkiem ;).

Ale teraz już nie filozofuję, bo muszę się ogarnąć przed już zupełnie pełnym sensu zadaniem - udziałem w jeszcze jednych zajęciach. ;)

A Wy korzystacie z tego rodzaju życiowych poradników? W formie kalendarza, książki albo jakiejś audycji? Chętnie poznałabym inne przykłady :).

sobota, 5 stycznia 2013

Wyprzedażowi oszuści - Reserved

Warto być czujnym podczas sezonowych wyprzedaży, tak aby upolować prawdziwą okazję, a nie zostać oszukanym lub - co lepsze - najwyżej niemile się rozczarować. Ja na razie nie planuję wyprzedażowych szaleństw, choć nie powiem dużo rzeczy mnie kusi. I czasami pomimo portfelowych braków dobrej okazji nie mogę przepuścić, więc i tak w tym tygodniu swoją szafę wzbogaciłam o kilka elementów. A z faktu tych zakupów i tego, że bardzo szanuję każdą wydawaną złotówkę, chciałam Wam napisać o częstej praktyce firm podczas okresu "season sale".

Na patelnię trafia Reserved - przeczytałam niejeden raz, że dziewczyny  nacinają się w tym sklepie na "przemetkowane" towary. To znaczy, że okazyjna cena jest wyższa od pierwotnej ceny produktu. Naprawdę zwracajcie na to uwagę! Towar oryginalnie kosztuje np. 59,90, podczas wyprzedaży przyklejana jest cena 69,90, która następnie jest skreślana, a towar ometkowany jest na promocyjną cenę np. 49,90. Oznacza to, że zamiast zaoszczędzić 20 zł i więcej, kupujemy rzecz jedynie o 10 zł taniej. Jak dla mnie to żadna wyprzedaż,a jedynie bezczelne oszustwo!

Piszę o tym, bo sama kupiłam dziś towar z podrasowaną pierwotną ceną. Byłabym bardziej oburzona, gdyby ostateczna kwota nie była atrakcyjna. Cenę, którą zapłaciłam uważam za dobrą i cieszę się, że sweterek kupiłam dopiero teraz, a nie na początku wyprzedaży. Przypuszczam, że gdyby okazało się, że mój zakup to żadna okazja, a jedynie manipulacja firmy, chciałabym zwrócić towar do sklepu, udowadniając, że cena była przed wyprzedażą podwyższana. Spójrzcie na zdjęcia, o czym mówię:

Metka widoczna w sklepie, a obok wyprzedażowe kolejne spadki ceny.
Cena przed wyprzedażą - zamazana, później zaklejona nową, ale nadal widoczna
W tej chwili nie mogę sobie przypomnieć czy znam inne sklepy, które stosują taką paskudną praktykę, a nie chciałabym rzucać oskarżeń, których nie mam jak udowodnić. Może Wy znacie podobne przypadki?

Na szczęście pomimo rozczarowania Reserved udało mi się upolować coś rzeczywiście atrakcyjnego na wyprzedaży w C&A :). Kupiłam parę pierścionków i kolczyki, za każde płacąc po 5 zł! To naprawdę dobry deal, myślę nawet by z następnymi biżuteryjnymi zakupami wstrzymać się do kolejnego okresu wyprzedaży... Jeśli za same kolczyki trzeba normalnie zapłacić prawie 23 zł (22,90), to kupienie ich plus pierścionki za połowę ceny samych kolczyków to prawdziwa frajda ;). Och... nie ma to jak zakupowe endorfinki na początek roku ;)!

Kolczyki i para pierścionków oraz ich regularne ceny
A kolczyki to nie byle jakie kupiłam - ostatnio szalenie podobają mi się duże, geometryczne kolczyki, ale takie "przy uchu". Przypominają wyglądem klipsy. Pierwszą parę dostałam jako świąteczny prezent, są śliczne i mają cudowny, ceglasty kolor. Te, które sobie teraz kupiłam są w sumie dość podobne, ale  trochę większe. No ale przecież za 5 zł nie mogłam ich odłożyć ;)

Mój piękny prezent ;)