Zarówno przewodniczka, jak i książkowy przewodnik, zaczęli opowieść o Bornholmie od przytoczenia legendy, według której podczas gdy Bóg tworzył Danię, zostało mu po trochę z wszystkich jej zalet, atrakcji i uroku. Tą resztę przeznaczył na wyspę i tak powstał Bornholm - niezwykle ujmująca kraina. Legenda, kto wie, czy jest prawdziwa, ale niezaprzeczalnie wyspa ta to miejsce prześlicznie, pełne uroku oraz skandynawskiego ducha. Klimat miejsca to jedno, a pogoda to zupełnie coś innego - Bornholm to jedno z najbardziej słonecznych miejsc Danii.
My trafiliśmy na piękną, słoneczną pogodę :). Momentami mocno wiało, ale i to jest typowe dla wyspy. W końcu to podstawa funkcjonowania tamtejszego życia: w historii liczne były wiatraki mielące zboże na mąkę (pojedyncze zabytkowe młyny stoją do dzisiaj), a obecnie w wielu miejscach na wyspie rozciągają się produkujące energię elektryczną farmy wiatrowe. W niedalekiej przyszłości Bornholmczycy chcą być niezależni i produkować sami energię na własne potrzeby, bez dodatkowego jej importu.
Mnie najbardziej urzekła niesamowita uroda Bornholmu. Wszystko jest zadbane, czyste i widać, że każdy metr kwadratowy jest pielęgnowany i kochany przez tamtejszą ludność. Szczególnie widać to po miasteczkach, w którym niskie domki otoczone są pełnymi kwiatów ogródkami. Mury budynków są czyste, a choć bardzo dużo nieruchomości stoi tam na sprzedaż, nic z tego nie jest odstraszającą ruiną. Ulice w miastach także są czyste - naprawdę wszędzie panuje wielki porządek. Mało w których oknach zawieszone są firanki - to zarówno cecha stylu skandynawskiego, jak i wielopokoleniowa tradycja (za to co rusz przy oknie można było wypatrzeć lusterko do podglądania sąsiadów ;) ). W ogrodach rosną wielobarwne malwy, ale również róże i dające owoce drzewa figowe(!) - przykład, że na wyspie panuje naprawdę przyjazny, niemal śródziemnomorski klimat.
Nie tylko klimat jest przyjazny - Duńczycy także :). Choć ich mowa jest, można rzec, "nieludzka" - niepodobna do żadnego, znanego mi choćby ze słyszenia, języka to na szczęście Duńczycy biegle posługują się językiem angielskim czy niemieckim. W dodatku podobno lubią Polaków ;). Ponadto to urodzeni optymiści, który - według słów przewodniczki - zawsze widzą szklankę do połowy pełną ;).
Jak bardzo inaczej niż my, Polacy... ;)
Z ciekawych turystycznie miejsc odwiedziliśmy ruiny zamczyska Hammershus. Pozostałości są największym kompleksem zachowanych ruin w Skandynawii. Zamek położony w wzgórzu w otoczeniu lasów i stromych, skalistych brzegów musiał prezentować się majestatycznie. Obecnie jest bardzo chętnie odwiedzanym przez turystów miejscem, a widoki jakie się z niego rozciągają zapierają dech w piersiach - przepiękne wybrzeże, dalej głęboki błękit morza, a kolejne 37 km dalej już kontynent i zarys szwedzkiego lądu.
Kolejnym przystankiem podczas objazdówki był postój w Nyker, gdzie odwiedziliśmy ascetycznie urządzony kościół - rotundę. Okrągła świątynia pełniła oprócz funkcji sakralnej, także rolę obronną, dlatego ma grube mury i wąskie okna. Muszę przyznać, że po przepychu i barokowej przesadzie wielu katolickich kościołów z wielką przyjemnością odwiedziłam miejsce tak spokojne i skromne. Brak nadmiernego umiłowania dla ozdób to wielka zaleta miejsc modlitw Protestantów.
Wokół rotundy rozciągał się niewielki cmentarz. Również skromy, i jak wszystko na Bornholmie zadbany i czysty. Małe nagrobki nie rzucały się w oczy, w większości są to jedynie płyty z danymi osoby zmarłej, często z ozdobnym ptaszkiem (mnie bardzo to urzekło) lub małym i prostym aniołkiem. Wokół kolorowe kwiaty, przystrzyżone żywopłoty, skoszone trawniki i wysypane kamyczkami powierzchnie. W Danii nie buduje się mauzoleów dla zmarłych, nie ma potrzeby stawiania pokaźnych i wielkich pomników, czy bogatych rodzinnych grobowców.
Ostatnią godzinę pobytu na Bornholmie przeznaczyliśmy w Nexo na kupowanie kartek, szybką kawę w kawiarni na rynku i wydawanie reszty koron w pobliskim Spar'rze. Na katamaran wróciłam wymęczona, ale bardzo zadowolona z mej jednodniowej duńskiej podróży :). Gdyby nie odstraszające ceny (co by dużo nie mówić - jest tam zdecydowanie drożej niż w Polsce) bardzo chętnie spędziłabym tam niejeden weekend lub tydzień, chciałabym bowiem skorzystać z kilometrów szlaków rowerowych lub atrakcji agroturystycznych (turystyka konna!:D).
Coraz bardziej lubię podróże na wyspy. Moja trzecia wyspiarska przygoda należy do udanych :). W myślach planuję kolejne wycieczki na wyspy... jakby nie patrzeć nie byłam jeszcze nigdy na Wolinie,a to przecież także wyspa :-). Najbardziej marzy mi się (z wiadomych powodów) Nowa Zelandia, ale na ziszczenie tego pragnienia muszę jeszcze sporo poczekać ;).
Kolejnym przystankiem podczas objazdówki był postój w Nyker, gdzie odwiedziliśmy ascetycznie urządzony kościół - rotundę. Okrągła świątynia pełniła oprócz funkcji sakralnej, także rolę obronną, dlatego ma grube mury i wąskie okna. Muszę przyznać, że po przepychu i barokowej przesadzie wielu katolickich kościołów z wielką przyjemnością odwiedziłam miejsce tak spokojne i skromne. Brak nadmiernego umiłowania dla ozdób to wielka zaleta miejsc modlitw Protestantów.
Wokół rotundy rozciągał się niewielki cmentarz. Również skromy, i jak wszystko na Bornholmie zadbany i czysty. Małe nagrobki nie rzucały się w oczy, w większości są to jedynie płyty z danymi osoby zmarłej, często z ozdobnym ptaszkiem (mnie bardzo to urzekło) lub małym i prostym aniołkiem. Wokół kolorowe kwiaty, przystrzyżone żywopłoty, skoszone trawniki i wysypane kamyczkami powierzchnie. W Danii nie buduje się mauzoleów dla zmarłych, nie ma potrzeby stawiania pokaźnych i wielkich pomników, czy bogatych rodzinnych grobowców.
Ostatnią godzinę pobytu na Bornholmie przeznaczyliśmy w Nexo na kupowanie kartek, szybką kawę w kawiarni na rynku i wydawanie reszty koron w pobliskim Spar'rze. Na katamaran wróciłam wymęczona, ale bardzo zadowolona z mej jednodniowej duńskiej podróży :). Gdyby nie odstraszające ceny (co by dużo nie mówić - jest tam zdecydowanie drożej niż w Polsce) bardzo chętnie spędziłabym tam niejeden weekend lub tydzień, chciałabym bowiem skorzystać z kilometrów szlaków rowerowych lub atrakcji agroturystycznych (turystyka konna!:D).
Coraz bardziej lubię podróże na wyspy. Moja trzecia wyspiarska przygoda należy do udanych :). W myślach planuję kolejne wycieczki na wyspy... jakby nie patrzeć nie byłam jeszcze nigdy na Wolinie,a to przecież także wyspa :-). Najbardziej marzy mi się (z wiadomych powodów) Nowa Zelandia, ale na ziszczenie tego pragnienia muszę jeszcze sporo poczekać ;).
Coś pięknego, zwłaszcza wybrzeże wyspy! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO tak, wybrzeże przecudne - szkoda tylko, że woda nie ma śródziemnomorskiej temperatury ;).
Usuń