sobota, 23 sierpnia 2025

Dziennik Wieloletni

Dałam się kiedyś zinfluencerować i w 2022 kupiłam od Pani Swojego Czasu Dziennik Wieloletni. Na Panią naprowadziła mnie koleżanka, która prowadziła (do teraz prowadzi) własny biznes i - w moim odczuciu - podziwiała/inspirowała się wówczas Panią: tak jej działalnością w social mediach, jak i w biznesie.

Teraz z tego wszystkiego, co w tle się działo u Pani i z Panią, pozostało niezbyt ciekawe story, czasami pogadamy sobie jeszcze z Domi o niej przy sobotniej kawce ;). Natomiast w czasach świetności, przy okazji służbowego wypadu do Krakowa, wstąpiłam do owianej wówczas sławą Przestrzeni Pełnej Czasu zachwycając się wystrojem i konceptem. Te oba - szczerze przyznam - mocno w moim guście i wówczas było mi przemiło i na maksa prestiżowo się tam pogościć.

Wypiłam kawę i kupiłam Dziennik Wieloletni, bo jako pomysł - czyli codziennie odpowiedź na jedno pytanie, codziennie przez pięć lat - wydawał mi się absolutnie genialny! Ach zobaczę jak się zmieniam, ach docenię małe rzeczy, ach jaka to będzie pamiątka! Myślę, że dla wielu taki był, ale u mnie się nie sprawdził. Ale też przyznajmy - nie jestem najbardziej sumienną osobą ever i nawet pisząc bloga, wracam do niego po miesiącach lub nawet latach. Czyli nie robię tego regularnie, choć lubię spisywać co myślę.

Podobnie było/jest z Dziennikiem. Ale najbardziej w tej rzeczy triggeruje mnie to, że kupiłam go - a kosztował chyba 119 zł - w momencie, kiedy naprawdę nie powinnam była wydawać żadnych ponadprogramowych pieniędzy. I raczej do dzisiaj jest najdroższą papierniczą rzeczą w moim domu 🙈. A mimo wszystko go kupiłam. Zapłaciłam za niego, a nie potrzebowałam. Wszystko ubodło mnie dodatkowo w sierpniu, bo jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności to właśnie w tym miesiącu podejmuję kolejną próbę korzystania z Dziennika - w sumie 3 próby za mną. Żadna z nich nie trwała dłużej niż kilkanaście dni.

Dochodzi dodatkowy element historyjki wokół Dziennika. Kolejny raz czeka mnie przeprowadzka. Niestety tym razem nie cieszę się, bo nie jest to moja decyzja. W obecnym miejscu urządziłam się aż za dobrze. Urządziłam się jak na swoim i przyprawia mnie o dreszcze myśl, że muszę się teraz z tym wszystkim spakować. A rzeczy mam aż za dużo. Więc siedzę nad tym Dziennikiem Wieloletnim i mnie rozwala rozdźwięk jaki czuję nad tą jedną rzeczą: coś tam zapisałam w nim, miło się czasami wrócić i to coś sobie przypomnieć, ale też w skali wszystkich stron i lat nie wiem czy wykorzystałam 1% jego potencjału. Można powiedzieć, że kupiłam go za ostatni grosz, a chciałabym go teraz po prostu wyrzucić. I szkoda mi, a jednocześnie nie jest mi potrzebny. Co naprowadza mnie, aby polecić zupełnie inne konto w social mediach, które zmusza do takiego dysonansu poznawczego:




Crush_on_trash, która przypomina mi, że "wszystko czego potrzebujemy, zostało już wyprodukowane". I żeby nie było - nie jestem aniołem: często przypominam sobie ten cytat dopiero po zakupach 😒. Ale chyba potrzebuję, żeby mnie coś gniotło, dając wiarę, że mogę się zmieniać na lepsze, choć tylko czasami i tylko małymi gestami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz