Znów będę się usprawiedliwiać... Jeśli o bloga chodzi, to faktycznie cecha z tytułu posta poleciała u mnie ostatnio na łeb na szyję :/. Mało w tym mojej winy, wyskoczyło mi trochę nieprzewidzianych sytuacji, które od mojego internetowego życia trochę mnie odciągnęły. Co więcej wszystkie moje myśli krążą ostatnio wokół konieczności rozpoczęcia pisania pracy magisterskiej, a w momencie gdy uświadamiam sobie, że mam ok. 2 miesiące na napisanie jej w całości, przyznam się, że zaczynam lekko panikować. Dziś podjęłam nawet próby rozpoczęcia edycji pierwszych stron tekstu, po czym skończyło się na jednej stronie, w bólach i męczarniach spisywanej przez okres ponad 4 h.(!) Teraz już mogę na dobre histeryzować, bo w takim tempie to uda mi się napisać rozdział przez kolejne dwa miesiące, a nie całą pracę. Siedząca w pokoju współlokatorka usłyszała właśnie mój nerwowy śmiech ;). Ale jedno, co przynajmniej teraz wiem - pisanie posta na bloga to nad wyraz wielka przyjemność, a czynność ta przychodzi mi z łatwością, zupełnie naturalnie. Zupełne przeciwieństwo pisania/prób pisania pracy dyplomowej!
Ale summa summarum nie o tym miało być. Fakt, chciałam przeprosić za swoją nieobecność i dać Wam do zrozumienia, że przez najbliższy czas będę miała w głowie chyba tylko te nieszczęsne trzy litery: m-g-r. Więc uprzedzam, że mogę być trochę/bardzo monotematyczna. I przepraszam, bo samej mi się to średnio podoba. No ale znów odbiegłam od swojego zamierzonego tematu. Tak jak z blogiem - systematyczność mi ostatnio spadła, tak aż jestem z siebie dumna w zakresie pielęgnacji - tu powoli, powoli zaczynam zauważać coraz większą regularność. Od kiedy pamiętam miałam problem z konsekwentnym stosowaniem balsamów do ciała czy przyjmowaniem leków. O ile balsamy stosuję coraz częściej, choć jeszcze nie regularnie, tak o suplementacji lekami prawie już nie zapominam. Nie mówię tu o jakiś specyfikach mających ratować moje życie i zdrowie, ale o takich małych lekowych wspomagaczach, które przyjmuję w celu poprawy kondycji włosów i paznokci. Dermatolog zaleciła mi stosowanie Zincuprin, który zawiera cynk i miedź (więcej info -> tutaj). Stosuję już od dłuższego czasu (jestem w trakcie drugiego opakowania) i przyjmuję po 2 tabletki dziennie - rano i wieczorem. O ile efektów jeśli chodzi o włosy i paznokcie zupełnie nie zauważyłam, tak lek ten dobrze działa na moją cerę. Widzę to szczególnie, gdy się zapomnę i nie przyjmuję go przej jakiś czas, wtedy od razu na buzi wyskakują mi mniejsze i większe "niespodzianki". Powrót do regularnego przyjmowania powoduje, że niechciane zmiany szybciej znikają i nie ma wysypu kolejnych. Nie mniej jednak myślę, że kolejnego opakowanie nie kupię (specyfik jest dość drogi wg mnie :/), może ponownie wybiorę się do dermatologa, bo naprawdę potrzebuję ratunku dla moich paznokci. Cynk, który bardzo dobrze działa na cerę, mam nadzieję znaleźć w jakimś innym preparacie, który oprócz skóry, poratuje trochę moje pazurki.
To nie koniec moich systematycznych działań w celu osiągnięcia zewnętrznego piękna :D. Rozpoczęłam trzy tygodnie temu kurację olejkiem rycynowym, który stosuję na rzęsy i brwi. Do wymytego opakowania po odżywce do rzęs przelałam olejek i teraz, codziennie wieczorem przed snem, aplikuję go sobie na rzęsy. Niestety spektakularnych efektów nie widać (mam nadzieję, że to tylko tak "na razie" ;)). Jest to znany i stary sposób na poprawę kondycji rzęs, brwi czy włosów (moja Mama wspominała, że sama na studiach codziennie smarowała rzęsy tym olejkiem). Postanowiłam odżywić swoje rzęsy w ten sposób, nie liczę na szybki i bardzo widoczny efekt, więc raczej się nie rozczaruję. Za to mam pewność, że mimo wszystko wspomagam moje rzęsy taką kuracją. Chciałam poszukać w Internecie skąd olejek rycynowy ma takie magiczne właściwości, jak to się dzieje, ale nie umiem znaleźć takich informacji, albo nie przyłożyłam się wystarczająco do research'u - wybaczcie, mózg mam już lekko zlasowany ;). Nie mniej jednak polecam Wam polubić się (o ile jeszcze tego nie zrobiłyście) z tym "dobrem naturalnym", gdyż kosztuje grosze, a jego zalety są nie do przecenienia.
Kosmetyczna systematyczność ma jeszcze jedną zaletę - powoli, powolutku, ale wykańczam zapasy swoich kosmetyków. Nic nie może mnie bardziej cieszyć, bowiem oznacza to, że niedługo będę mogła zakupić trochę nowości, a już sporo rzeczy mam na oku ;). Zawsze, gdy skończę coś do dna, jestem z siebie taka zadowolona i dumna, że nie wyrzucam rzeczy w przysłowiowe błoto (a dosłownie do kosza) :). Nawet jeśli końcówka szamponu ma służyć za mydełko dla pędzli, a krem do rąk za całkiem niezły krem do stóp ;). W dobie kryzysu nie ma przyzwolenia na marnotrawstwo! :D
Ja używam olejku rycynowego na paznokcie i skórki, serdecznie polecam! Powodzenia w pisaniu pracy, wiem jaka to katorga. Pisz z myślą jaka będziesz szczęśliwa kiedy już ją skończysz:)Mnie motywowało ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMasz rację - chyba w moim przypadku też będzie to najlepszą motywacją ;).
Usuń