czwartek, 31 maja 2012

Jeszcze jedna atrakcja

Wczoraj pisałam o dwóch już otwartych atrakcjach w Słupsku. Dziś kolejny raz się zaskoczyłam i to pozytywnie. I znów dotyczy to mojego rodzinnego regionu. Aż się cieszę na samą myśl, bo choć spędzone w domu, zapowiadają mi się ekscytujące wakacje :)

Chyba naprawdę nie jestem na bieżąco z lokalną prasę, bo taką inwestycję ciężko przeoczyć. Mi się jednak to  udało i dopiero dziś dowiedziałam się, ze w pobliżu Łeby, nieopodal jeziora Sarbsk, w czerwcu tego roku zostanie otwarty Sea Park. Będzie to Park Rekreacyjno-Edukacyjny obejmujący m.in. jedyne takie, komercyjne fokarium, muzeum ze zbiorami sztuki marynistycznej (największa ich liczba w Polsce!) oraz niesamowity park morski. Znajdować się w nim będą naturalnej wielkości modele zwierząt żyjących w morzach i oceanach, a także - to wyjątkowo ciekawe - tzw. Oceanarium Prehistoryczne z kinem 3D. Czyli w trójwymiarze będzie można obejrzeć i poznać prehistoryczne zwierzęta z głębin. Brzmi naprawdę interesująco ;).

Koniecznie zaglądnijcie na stronę internetową Sea Parku - http://www.seapark.pl/ . Ja po wizycie wprost nie mogę się doczekać wycieczki pod Łebę :D. Mam nadzieję, że taka tematyka i inność tego obiektu zafascynuje Was, podobnie jak mnie i będąc nieopodal odwiedzicie ten obiekt. Ja z kolei nie zapomnę podzielić się z Wami wrażeniami po wizycie ;).

P.S. Sea Park ma oczywiście też fejsbuka: KLIK

środa, 30 maja 2012

Przez przypadek...

Aż się zdziwiłam, że zupełnie przez przypadek dowiedziałam się o ciekawej i nowej atrakcji dla mieszkańców i turystów, która znajduje się w Słupsku. To mnie na tyle zaskoczyło, że stwierdziłam, iż i Wy możecie o tym nie wiedzieć, a warto by się było pochwalić ;). I zareklamować swoje rodzinne miasto :P.

Przeglądając Internet w poszukiwaniu jakże pasjonujących informacji o opłatach i należnościach za wyłączenie gruntów leśnych z produkcji... (bleah) natrafiłam na informację, o nowo powstałym parku linowym w słupskim Lasku Północnym. Jest on o tyle atrakcyjny, bo jest największym tego typu obiektem w Polsce.  "Leśny Kot", bo tak nazywa się park posiada podobno 138 atrakcji, w tym trasy linowe o różnych poziomach trudności, tyrolki, czy ściankę wspinaczkową. Piszę podobno, gdyż obiekt nie posiada swojej własnej strony internetowej. A szkoda, bo w dzisiejszych czasach to chyba najważniejsza droga dotarcia do klienta. Park ma za to Facebooka - lepsze to niż nic ;) Zapraszam chętnych: KLIK .

Mało tego dowiedziałam się o kolejnej atrakcji położonej tuż obok "Leśnego Kota". To także nowa inicjatywa. Otwarto prywatne Muzeum Miasta Słupska. Obiekt dysponuje na razie kilkoma salami wystawienniczymi, oferując zwiedzającym obejrzenie eksponatów pochodzących ze zbiorów indywidualnych kolekcjonerów, a związanych z historią miasta. Szczerze powiem, że to na tyle zaintrygowało mnie i pobudziło mój "lokalny patriotyzm", że na pewno w niedługim czasie wybiorę się do tego Muzeum. Obiekt również nie posiada strony www (ten sam błąd!), ale podobnie jak poprzednia atrakcja dysponuje stroną na FB: Muzeum Miasta Slupska .

Okazuje się więc, że nauka naprawdę może być kształcąca ;). Ja jednak porzucam niestety przyjemne tematy i znów zabieram się za notatki... I tym niemiłym akcentem Was żegnam :(.

Do usłyszenia!

niedziela, 27 maja 2012

W Starym ZOO

Dziś korzystając z wolnego weekendu, słonecznej pogody i towarzystwa współlokatorki wybrałam się do Starego ZOO w Poznaniu. Miałam w planach odwiedzić Nowe ZOO, w którym jeszcze nie byłam, ale poratowałam koleżankę w potrzebie i pożyczyłam jej swój aparat fotograficzny. Nie chciałam wybierać się do nowego miejsca bez aparatu, więc tą wycieczkę przełożyłam na inny dzień. A jako, że dość późno dziś  wstałam, wypad nad Maltę do ZOO po prostu się nie opłacał. Wybrałam więc oddalony o kwadrans drogi  spacerem ogród zoologiczny na Jeżycach.

Poznańskie Stare ZOO jest jednym z najstarszych parków zoologicznych w Europie i najdłużej działającym bez przerwy w Polsce. Obecnie utraciło swój pierwotny charakter i stało się parkiem dydaktycznym. Wstęp jest bezpłatny, płatne jest natomiast wejście do pawilonów: z akwariami oraz z gatunkami gadów i płazów. Obecnie prowadzone są prace wykończeniowe kolejnego pawilonu, ale nie mam pojęcia co będzie się w nim znajdować.

Większe zwierzęta ze Starego ZOO zostały przeniesione do Nowego, w parku pozostawiono m.in. zwierzęta domowe (kozy, owce, kuce czy osły, ale też np. króliki), gady (żółwie różnych gatunków), ptaki i co ciekawsze: lemury i małpy.

Stare ZOO w Poznaniu ma swój niepowtarzalny klimat. To prawdziwa oaza w centrum miasta. Choć powierzchniowo jest niewielki, można w nim spędzić dużo czasu spacerując krętymi ścieżkami i alejkami. Nie słychać odgłosów z ulic, jedyne uprzykrzenie to huk samolotów kierujących się na Ławicę. Na terenie dość gęsto porozstawiane są ławki, można przysiąść, odpocząć czy poopalać się :). Jest plac zabaw dla dzieci, są toalety. Dziś w parku było naprawdę sporo ludzi, wiadomo: piękna pogoda + święto (czyt. nieczynne galerie handlowe) równa się mały tłok. Ale mimo wszystko było przyjemnie ;).

Jeżeli chodzi o fotografie miałam do dyspozycji tylko aparat w telefonie, nie najwyższej jakości, więc sugeruję by nie powiększać zdjęć ;)

Pomniki to jedna z zalet parku. Jest widoczna na zdjęciu małpa, ale też wilk, słoń czy piękny koń. Nie robiłam więcej zdjęć, bo naprawdę aż szkoda robić marnym sprzętem :).





Kilkudniowe maleństwo! Coś ślicznego!

Jeden z piękniejszych ptaków. W sumie nie wiem jaki to gatunek ;), ale niczym nie zestresowany siedział na gałęzi i postanowiłam go uwiecznić.


Zieleń drzew, błękit nieba :). Dobrze czasami po prostu popodziwiać piękno przyrody :)



czwartek, 24 maja 2012

Wstać i iść

Jednym ze sposobów na lepsze wykorzystanie czasu wg motywacyjnych poradników było na przykład takie jedno proste działanie: wstać, wyłączyć komputer i ruszyć na spacer. Więc dzisiaj wstałam i poszłam ;)

Pomimo tego, że słońce świeciło, było dość chłodno i na to się nie przygotowałam. Trochę zmarzłam, zaplanowany spacer musiałam więc skrócić. Mimo wszystko fajnie się przejść ;). Nigdy nie byłam wielką fanką spacerów, bo zdecydowanie za dużo nachodzę się w różnych kierunkach, przemierzając miasto wzdłuż i wszerz w ciągu dnia trasą z jednej uczelni na drugą. Ale rekreacyjny spacer to co innego. I tak najbardziej brakowało mi psa przy nodze ;P. Bo jeżeli chodzi o spacery to lubię wychodzić z psem. 

Tym razem miałam ze sobą aparat a nie psa, jednak zbyt późno ruszyłam i większość parku skryła się w cieniu, co nie było tak atrakcyjne jak pełne słońce i złociste refleksy.






Chciałoby się mieć tak długie nogi, co nie???

Motywacja

Od czasu do czasu muszę się zmotywować. Powiedziałabym, że do życia, ale zabrzmi to zbyt dramatycznie. Do działania również nie, bo koniec końców jak muszę coś zrobić, to robię. Ale lubię się motywować, bo to mnie nastraja pozytywnie. Szukam inspiracji w motywacyjnych filmikach, książkach, artykułach czy nawet w obrazkach z kwejka i demotywatorów. Daje mi siłę, "kopa", dobrą energię, nadzieję i wiarę, że wszystko się ułoży po mojej myśli. Że marzenia się spełniają i że mogę wiele osiągnąć. I tak bardzo chcę wierzyć, że to pomoże.

Dziś chciałam Wam zaprezentować krótki filmik, motywujący i dający do myślenia. Być może już go znacie. Wieczorami miewam taki nastrój, że planuję wiele osiągnąć o poranku i w kolejnych dniach. Później przychodzi alarm budzika i prawie zawsze ambitne plany upadają. Dzisiaj ma być inaczej!


Nie chciałabym się rozpisywać więc zostawiam Was samych z przemyśleniami na tematy motywacji, inspiracji, pozytywnego myślenia, osiągania sukcesów, itp.

Jednak przedstawię jeszcze jedno: piosenkę, która: po pierwsze na zawsze będzie mi się kojarzyć z pewną osobą; po drugie też daje kopniaka, nastraja optymistycznie. Nie podaje rozwiązań, ale zmusza do myślenia o tym, że "mamy życie do przeżycia". Głupiutko brzmi? Być może... ja jednak od razu myślę o przemijającym czasie i o tym ile jeszcze chciałabym doznać. I że na drodze do realizacji marzeń i celów stoi w sumie tylko moja zacna osoba...


Więc... jak mówi znane markowe motto:  J U S T   D O   I T   !

P.S. Mam nadzieję, że nowy look podoba się Wam? Z czasem go ulepszę, albo zmienię - zobaczymy. Teraz pora spać ;) 
Dobrej Nocy!

środa, 23 maja 2012

Motto na dziś ;)

Od poniedziałku przebywam w świecie studenckim zwanym "sesją". Ciężko się zmobilizować do nauki, tym bardziej, że słonko ładnie grzeje i jedyne na co mam ochotę to pyszne lody (tudzież zimne piwko ;) ) w jakiś zielonym otoczeniu. 

Muszę ponarzekać - mózg się mi zlasuje od nadmiaru wiedzy ;). A czasami, nawet mimo szczerych chęci, pewnego materiału nie idzie przyswoić. Dlatego dzisiaj przytaczam żartobliwe motto studenckiej braci:




wtorek, 22 maja 2012

Liverpool cz. IV - Chester

Będąc w Anglii miałam okazję zobaczyć nie tylko Liverpool. Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę poza miasto, do Chester. Oddalone o ponad 40 km pokazuje zupełnie inną Anglię - starodawną, sielską i spokojną. Urocze miejsce. Jedno z najstarszych miast w Wielkiej Brytanii. Piękna dawna architektura, bardzo żałuję że nie umiem robić artystycznych zdjęć - to miasto i te zabytki by się do tego idealnie nadawały ;).

Ale mimo niskiego poziomu warsztatu zapraszam do obejrzenia zdjęć!. Długich opisów nie będę produkować ;).





















Prezentowane na większości zdjęć czarno-białe budynki reprezentują tudorski styl w architekturze. Na żywo prezentują się doskonale, wręcz bajecznie.

Zdecydowanie Chester to jedno z ładniejszych miast, które miałam okazję zwiedzać. Niestety z braku czasu nie odwiedziłam ZOO, które się tam znajduje i cieszy się wielką popularnością.


Namiastka ZOO w centrum miasta ;)

sobota, 19 maja 2012

Piłka w grze (nie, nie będzie o Euro ;) )

Przez moment przestanę Was męczyć opowieściami o Liverpoolu, choć w zanadrzu planuję jeszcze dwie ;). 

Dziś bardziej na sportowo - zaczyna się sezon reprezentacyjny w siatkówce. Moje święto i wielka miłość. Tak więc dzisiaj czekam do 2giej w nocy na pierwszy oficjalny mecz: Polska - Brazylia w rozgrywkach Ligi Światowej. Cieszę się, że jestem w domu w ten weekend, bo mam dostęp do Polsatu i Polsatu Sport :D (właśnie z powodu siatkówki nigdy chyba nie zmienimy dostawcy telewizji cyfrowej ;) ).

Dzisiaj obejrzałam już mecze: Włoch z Koreą i Finlandii z Kanadą. Za godzinę Polska. Wszystko to powoduje, że niecierpliwie oczekuję lipca i wyjazdu na kolejny już Memoriał Huberta Wagnera. W tym roku będzie dodatkowo ekscytujący, gdyż: po pierwsze odbywa się w Zielonej Górze - nigdy wcześniej nie byłam w tym mieście, a dobrze mi się kojarzy i cieszę się na tą wizytę; po drugie - będzie to ostatni sprawdzian drużyn przed tegorocznymi IO w Londynie; a po trzecie - wyjazd na Memoriał powoli staje się moją małą tradycją i jedynym pewnym wyjazdem wakacyjnym. W tym roku pewne mam jeszcze praktyki zawodowe, na szczęście skończą się zaraz przed Memoriałem.

Wy już znacie swoje plany na wakacje? Moja letnia aktywność z reguły jest bardzo spontaniczna, więc wszelkie planowanie, bookowanie i zamawianie wyjazdów jest dla mnie obce. Noooo.... pomijam Memoriał ;).

czwartek, 17 maja 2012

Liverpool cz. III - The Beatles Story

Dziś moja prywatna mikro-lista przebojów The Beatles. Wybrałam piosenki, które znałam wcześniej, które mają wartościowy tekst, są fajnie skomponowane i myślę, że są "muzycznym dziedzictwem" wartym zapamiętania przez wszystkich. 









Moja wycieczka do ich miasta sprawiła, że przesłuchuję ich piosenki na YT, czego raczej nie zrobiłabym bez bodźca jakim była podróż do Liverpoolu.


wtorek, 15 maja 2012

Liverpool cz. II - zakupowe szaleństwo!

Było o zwiedzaniu, podziwianiu kultury i dorobku duchowego. Teraz pora na jeszcze przyjemniejszą część. Wychwalać będę pod niebiosa możliwości oddawania się chyba najbardziej przyjemnej rzeczy w Wielkiej Brytanii - zakupom :D:D.

Dla mnie - prawdziwej zakupoholiczki - Liverpool stał się odpowiednikiem raju i piekła zarazem. Nieprzemierzone metry kwadratowe sklepów czekały na mnie :D. Mój portfel za to cierpiał niemiłosiernie z każdym wydawanym funtem. Dusza cierpiała nie mniej - stwierdzam, że o ile w Polsce byłabym w stanie wydać nieprzebrane ilości pieniędzy, tak na Wyspach mogłabym wydać dwa razy tyle ;). Przemierzając kolejne
piętra sklepów odczuwałam totalną euforie - tyle by obejrzeć, dotknąć, przymierzyć... Życia by nie starczyło. Primark, New Look, Next, Top Shop, Dorothy Perkins i inne, inne, inne! Czyste szaleństwo!

Ale ciuchy to jeszcze nic. Oczopląsu można było dostać wchodząc do jakiejkolwiek drogerii. Tyle marek! No w życiu jeszcze nie widziałam takiej różnorodności (lub do polskiej oferty się zbytnio przyzwyczaiłam) ;). Rzędy gablot z kolorowymi kosmetykami, pełno marek i firm, których nie sposób znaleźć w Polsce. Do tego mnóstwo promocji, które aż błagają o skorzystanie z nich: 3 w cenie 2, 2 w tym jeden gratis, kup 2 będzie taniej o funta lub dwa... 

Żyć nie umierać po prostu! Ale żyć najlepiej z sakiewką pełną funtów i to bez dna! ;)


niedziela, 13 maja 2012

Liverpool cz.I

Zawsze chciałam dużo podróżować, zwiedzać i przekazywać swoje wrażenia innym. Odkąd mam taką możliwość na blogu cieszę się, że mogę pisać między innymi o swoich wojażach. Jednak obawiam się, że prowadzenie dziennika stricte podróżniczego raczej by mi nie wyszło...

Od kilku dni próbuję zabrać się za opisanie swoich wrażeń po wizycie w Liverpoolu. Jest ciężej niż sądziłam. Wychodzi na to, że wolę coś opowiadać niż opisać, gdyż to drugie to dużo trudniejsze zadanie. Nikt się o nic nie zapyta, nie poprowadzi wypowiedzi w odpowiednim kierunku. Dodatkowo mówiąc mogę wstawić wiele dygresji i nie trzymać się w porządku, co w przypadku opisu jest konieczne.

Jednak pomimo tych przeciwności postaram się napisać Wam to i owo ;). Od razu się zaznaczyć, że pomimo pewnego zawodu Wielką Brytanią, już szukam w kalendarzu wolnych terminów, a do skarbonki odkładam kolejne złotówki na powrót do Liverpoolu :D. A czego dotyczy moje małe rozczarowanie? Zawsze w głowie miałam pełno (pozytywnych) stereotypów na temat Anglików. Dżentelmeni w melonikach, eleganccy, powściągliwi, pijący herbatę five o'clock. No i jeszcze ten wspaniały, przeseksowny, zasłyszany w filmach brytyjski akcent!

Zawiodłam się, bo z brytyjskiej mowy nie rozumiałam prawie nic. Scouse accent jakim posługują się mieszkańcy Liverpoolu jest trudny do zrozumienia dla osób, które z angielskim miały do czynienia jedynie na lektoratach. To nie tylko sprawa akcentu, ale również innego słownictwa. Przez wielu scouse jest traktowany jako akcent i dialekt w jednym. Jako, że Liverpool ma industrialną historię, mówi się, że ów dialekt to "w 1/3 walijski, w 1/3 irlandzki i w 1/3 catarrh (niedrożność dróg oddechowych spowodowana w tym wypadku zanieczyszczeniem powietrza). Polecam poszukać na YT filmików z tym i przekonać się samemu w jakim stopniu zrozumiecie ich wypowiedzi. Powiem tylko, że Hugh Grant nie takim angielskim się posługuje ;).

Co do dżentelmenów - takowych nie spotkałam. Widziałam za to ogrom średnio trzeźwego towarzystwa z pokaźnymi mięśniami piwnymi. No cóż... widać nie bez powodu Kraków na turystów z Wysp trochę narzekał. Oczywiście w Polsce mamy również konkretne przykłady zamiłowania chmielowego trunku, rzekła bym jednak, że Anglicy zaczynają go spożywać troszkę wcześniej. Do tego są niewiarygodnie głośni. Do tego można się przyzwyczaić i nawet powinniśmy się po części nauczyć, bo Polacy w takim środowisku wychodzą na ludzi chłodnych, opanowanych, cichych i zupełnie nie żywotnych ;). Więc polecam trochę więcej wigoru! Bo do Hiszpanów nam daleko, a okazuje się, że nawet i do Brytyjczyków ;).

Jeszcze jedna mała negatywna uwaga - w samym Liverpoolu za czysto nie było. Zdecydowanie za mało koszy na śmieci w przestrzeni publicznej. Myślę, że większa ich liczba rozwiązała by ten problem - na to zwróciłam uwagę, bo to już takie moje małe "zboczenie zawodowe" przyszłego inżyniera gospodarki przestrzennej ;).




Ale czas przejść do jakiś konkretów, bo jesteście gotowi pomyśleć sobie, że wyprawa na Wyspy mi się nie udała. Nic takiego! Jednoznacznie i (niestety) niepoetyckim językiem muszę stwierdzić,że było zajebiście! Nie rozczarowałam się, spędziłam z Siostrą, Szwagrem i Psem jeden z moich najlepszych wyjazdów. Całkiem sporo widziałam i pozwiedzałam, poszalałam po sklepach, chodziłam na spacery. A do tego miałam nareszcie cały tydzień, by pobyć z osobami, które kocham, a z racji odległości nie widzę się z nimi tak często jakbym chciała.

Ale zacznijmy od początku... Pojechałam na lotnisko Ławica w Poznaniu, gdzie byłam po raz pierwszy. Był wieczór, do tego święto (1 maja) więc sprawnie przejechałam przez miasto i dotarłam do terminalu. Bagaż zmieścił się lekko w limicie bagażu, było ciepło, a oczekiwanie na lot nie dłużyło mi się zbytnio. Zdążyło się ściemnić na zewnątrz, kiedy wsiadałam do samolotu. Leciało całkiem sporo osób, trochę Anglików, dużo dzieci - mimo wszystko udało mi się zająć miejsce pod oknem. Z czego niezwykle się cieszę, bo uwielbiam patrzeć za okno w czasie lotu! (takiego szczęścia nie miałam w powrotnej drodze, kiedy samolot był całkowicie zapełniony i nie zdążyłam zająć miejsca przy okienku). Ale dobrze, że dobre miejce miałam chociaż w jedną stronę. Poznań w nocy widziany z góry wygląda totalnie olśniewająco: główne arterie miejskie równo oświetlone, Stadion Miejski rzuca się w oczy, Arena również, a ślimaki drogowe - zjazdy z  autostrady wyglądały jak prosto z LA! :D Do tego nie miałam pojęcia, że Poznań jest tak ogromny! Żałuję, że nie wyszły mi żadne zdjęcia, są naprawdę kiepskiej jakości.

Lotnisko w Liverpoolu położone jest nad samym morzem, więc z lądując masz wrażenie, że zaraz wylądujesz w wodzie :P Dodatkowo jak ja leciałam chmury były wyjątkowo nisko, więc jak nagle z nich wylecieliśmy okazało, się że ziemia jest bardzo blisko! 


Jako, że myśląc Liverpool mamy naturalne skojarzenie z zespołem The Beatles nikogo nie powinno zdziwić, że Port Lotniczy nosi imię jednego z członków grupy Johna Lennona, wraz z cytatem. Zaraz obok była, również znana, Yellow Submarine, której jednak (nie wiem czemu) nie utrwaliłam na zdjęciu.

Strasznie długi będzie ten post ;) nic dziwnego skoro piszę o dwóch dni :P. Napiszę więc Wam jeszcze o wycieczkach krajoznawczych po Liverpoolu w pierwszych dniach. Odwiedziłam dostępny do zwiedzania dla wszystkich budynek sądu z dawną salą rozpraw, aresztem i więzieniem (z narzędziami tortur). Było to o tyle fascynujące, że to niby-muzeum było po części interaktywne! Po pierwsze można było zasiąść na miejscu sędziego, wejść do celi w areszcie czy w więzieniu. W areszcie były głośniki, z których po wejściu do celi słychać były rozmowy prosto z sali sądowej! Stojąc w miejscu oskarżonego słychać więc było obrady jakie nad głową być może skazanego się odbywały. Ciekawe to było. Podobnie w więzieniu, słychać było dawne odgłosy tego miejsca... Czasami aż mrożące krew w żyłach, tym bardziej gdy zwiedzało się sale ze ścianami pokrytymi portretami i aktami skazańców.



Była w tym budynku jeszcze jedna ciekawa atrakcja. Spróbowałam jej na "własnym nosie"... Odważyłam się poznać zapach XVIII w. Anglii... kanalizacja i ścieki, ludzki pot, dym przemysłowy i zepsute jedzenie - do wyboru, kto co lubi ;) Ja nie polecam zaciągnąć się żadnym:


Jadąc do Liverpoolu wiedziałam, że zrewitalizowane Doki Alberta stanowią tam niemałą atrakcję. Co więcej znajdują się na światowej liście dziedzictwa UNESCO. Byłam totalnie oczarowana tym miejscem. Widok ceglanych budynków i czerwonych kolumn od teraz już zawsze będzie mi się kojarzył z Liverpoolem. W Dokach jest całkiem dużo atrakcji dla turystów: Muzeum Niewolnictwa, Marynarki Wojennej, Titanica (do wizyty w Liverpoolu nie wiedziałam, że portem macierzystym dla Titanica było właśnie to miasto ;) ). Znajduje się tam również Tate Gallery z eksponatami sztuki nowoczesnej (przyznam się od razu, że jej nie rozumiem). Jest mnóstwo kafejek, sklepików (z różnorodnymi słodyczami, z pamiątkami, z książkami, itp.). 

   

Albert Dock to magiczne miejsce, kwitnące życiem towarzyskim, zadbane i zapadające w pamięć. Cała linia brzegowa w Liverpoolu jest dobrze wykorzystana i zaprojektowana. Dodatkowo mówi się, że to jeden z najładniejszych waterfront'ów w Europie.

Odwiedziłam również World Museum, coś na kształt muzeum historii naturalnej. Naprawdę ciekawe eksponaty ukazujące zarówno życie zwierząt (od dinozaurów, przez zagrożone ekosystemy na świecie, po morza i oceany), jak i dorobek ludzkości (kultur rzymskiej, greckiej, anglo-saskiej, hinduskiej, azjatyckiej, afrykańskiej). Jednak znudziło nam się przemierzanie sal wystawienniczych więc inne muzea sobie darowaliśmy, ruszając w miasto i poznając prawdziwe oblicze Liverpoolu :D


Na dziś to tyle. Zapraszam Was jednak już niedługo na "Liverpool cz. II" :):):)

Pozdrawiam mocno!