Nie udało mi się być oryginalną i poddałam się jak wszyscy przeziębieniu na początek okresu jesienno-zimowego. Cały weekend spędziłam w kiepskim stanie, pod kołdrą z cieknącym nosem i gorączką (tak przypuszczam w wyniku własnej oceny, bo termometr to zbędny luksus w moim studenckim życiu ;) ). Ratowałam się zaleceniami, które od zawsze otrzymywałam od mojej pani doktor: miód, malina i pierzyna. Choć z tego zestawu nieruszona została jedynie pierzyna, gdyż malinę i mód wymieniłam na mleko z czosnkiem. Dobrodziejstwa natury nie uporały się z jednak moją chorobą. Sięgnęłam więc po cięższy, apteczny asortyment i na dzień dzisiejszy mam nadzieję, że powoli przeziębienie się ode mnie oddala. Najbardziej dokucza mi aktualnie katar, który zawsze przerzuca się u mnie na zatoki, co jest jeszcze bardziej uciążliwe i niekomfortowe niż zwyczajny katar...
Więc mam ambitny plan na jutro:
Źródło: grafika google |
Wam mimo wszystko życzę udanego i zdrowego tygodnia ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz