Pisałam Wam kiedyś, że chciałabym zacząć regularnie czytać magazyn E!Stilo, bo do tej pory jedyną styczność z nim miałam w kawiarniach sieci Coffee Heaven, gdzie pogrążałam się w jego lekturze podczas wpadania na kawę (link do postu). Przyznam się bez bicia, że od marca nie kupiłam żadnego z numerów. Polubiłam jednak profil Estilo na Facebooku (dla zainteresowanych - klik). I stamtąd dowiedziałam się o bardzo korzystnej promocji na prenumeratę, z której skorzystałam :).
Warunki prenumeraty były wyjątkowo atrakcyjne - dla wszystkich facebookowych fanów były przygotowane dwie opcje: roczna prenumerata za 29,50 zł lub opcja z prezentem od Yves Rocher za 39,50 zł. Zgadnijcie, którą wybrałam? :) Jak się domyślacie tą z prezentem od Yves Rocher - kosmetyków nigdy nie za dużo ;). W każdym razie udało mi się czy tak czy tak zaoszczędzić, bowiem prenumerata na rok (6 numerów) to standardowo koszt 49,50 zł.
Pierwszy numer już do mnie przyszedł. A razem z nim niespodzianki: cień do powiek w kredce, kredka do oczu i tusz do rzęs (o nich niżej). Dostałam też zaproszenie na szkolenie "Ekologia sukcesu" z wysoką zniżką dla prenumeratorów (290 zł zamiast 500, jednak dla mnie to i tak cena zaporowa).
Magazyn ma 104 strony i piękną szatę graficzną. Co do zawartości to nie zamieniam zdania - to magazyn o ekologicznym i nowoczesnym lifestyl'u, zawiera rzeczowe artykuły (tematem przewodnim obecnego numeru jest woda), liczne ciekawostki czy ekologiczne nowinki. Są też wzmianki o modzie i desingu, przepisy kulinarne (sama mam już ochotę na dwie potrawy z czterech prezentowanych w numerze), a także coś o atrakcyjnych miejscach na krótsze lub dłuższe wypady. Znajdziemy jeszcze autorskie felietony, dział poświęcony kulturze (książka, muzyka, film, wydarzenia), a także tematy o kosmetykach i pielęgnacji.
Nie spieszę się z przeczytaniem całości, mam na to całe dwa miesiące ;). Gazeta towarzyszy mi na razie podczas obiadu, który zdarza mi się jeść bez towarzystwa lub w czasie długiego podróżowania tramwajem. Zabierałabym ją częściej na zajęcia, ale przy ich ilości (i tym, że większość z nich nie jest szczególnie ciekawa) przeczytałabym cały numer w jeden dzień. Poza tym dorastam by wprowadzić ograniczenie w kilogramach, które taszczę ze sobą każdego dnia w torbie. Nie dziwota później, że mam wrażenie, iż każda torebka jest trochę za mała na moje potrzeby ;).
A poniżej otrzymane prezenty. Podstawa makijażu: tusz do rzęs (czarny), cień w kredce i kredka do brwi (brązowe). Brąz to lubiany przeze mnie kolor w makijażu, bardzo bezpieczny tak więc gratisy zostaną przeze mnie wykorzystane. Choć seria, z której kosmetyki pochodzą (nie wiem jak się nazywa, ale znakiem rozpoznawczym są widoczne na opakowaniach roślinne motywy) nie ma jednoznacznie dobrych opinii, myślę, że fajnie przetestować coś nowego ;). I choć nie używałam jeszcze moich nowości to mogę już Wam powiedzieć, że robiąc próbki koloru na dłoni zauważyłam, że i cień i kredka są dość wytrzymałe - czystą, chłodną wodą trudne je było zmyć.
W całej sprawie jest tylko jeden szkopuł. Mianowicie oferta głosiła, że prezenty będą warte 85 zł. Mój zestaw, według cennika ze strony internetowej YR, jest wart 20 zł mniej (kosztował by mnie 64,90 zł). Trochę oszukaństwo, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz