poniedziałek, 18 lutego 2013

Kot weekendowy;)

Podobno jedna rzecz się kończy szybciej od weekendu - pieniądze. Wiem, że w sumie tak jest z tymi obiema rzeczami, ale tym razem nie mogę narzekać na chociaż jedną z nich, bowiem mój weekend trwa aż do wtorku. Postanowiłam pozwolić sobie na trochę wolnego od zajęć, choćby te dwa dodatkowe dni po weekendzie. Wracając do domu w piątek, podróż PKP umiliła mi informacja, że sesję mam za sobą - wszystko zdałam. Więc tym bardziej nie mam wyrzutów sumienia z tego małego lenistwa ;). 

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że po powrocie ze Słupska muszę się wziąć ostro za robotę - myślę, że dłużej nie mogę unikać magisterki :/. Kiepsko to na razie widzę, ale nie będę Was zarażać swoim marnym nastrojem, lamentując pewnie jak każdy porządny student ostatniego roku. Najbardziej zazdroszczę tym, którzy mają już to za sobą. Najgorsze, że nie minie pół roku, a już czai się na mnie praca inżynierska. Czy nie miałam przypadkiem przestać narzekać? ;) Ok, to już. Resztę czarnowidztwa zachowam dla siebie ;).

Mam nadzieję, że Wy spędzacie czas w lepszym nastroju, a przynajmniej nie ciążą Wam na głowie przyszłe, niefajne obowiązki. Co więcej mam nadzieję, że wykorzystaliście weekend w bardziej produktywny sposób ode mnie - moja sobota i niedziela wyglądały tak:


Patrząc w ten sposób na swoje weekendowe życie wczoraj, w niedzielę, obchodziłam swoje święto -  Międzynarodowy Dzień Kota. Nie miałam go jednak z kim świętować, bowiem w domu mamy pieska, który nie zniósłby innego, zwierzęcego towarzystwa. A nawet jeśli, nasza rodzina jest od zawsze bardziej "psia", niż "kocia", więc byłby w domu ewentualnie kolejny merdający ogonem. Osobiście kiedyś nie lubiłam kotów, jednak to uległo zmianie - znalazłam jak widać wiele cech wspólnych z tym gatunkiem ;). A zwykle lubimy osoby (tu akurat zwierzęta :) ) podobne do nas. A tak naprawdę, gdy jeździłam do stajni, kręciło się po niej dużo kotów, z którymi dużo przebywałam i sama między innymi dbałam o nie. Uwielbiałam jak mruczały podczas pieszczot, wbijały swoje pazurki w różne rzeczy i miały tak cudownie miękkie futerko. Mojej miłości do psów nie zmniejszyły, ale trzeba przyznać, że to rozkoszne zwierzaki, które zupełnie niesłusznie dawniej obdarzałam niełaską.

A Wy po której stronie się opowiadacie: pies czy kot? A może oba? ;)

1 komentarz:

  1. Jestem chyba bardziej "psia" niż "kocia" choć miałam okazję spędzić ponad rok w towarzystwie pięciu kociaków, które podobnie jak u Ciebie zmieniły moje podejście do tej rasy ludzkich pupili. Więc jeśli obok dwóch labradorów, o których sekretnie marzę pojawi się kot Lemon, będę szczęśliwa. Pozdrówka! x

    www.todaymyway.com

    OdpowiedzUsuń