sobota, 26 kwietnia 2014

Puk, puk...

... pamiętasz mnie? :)

Ja sama powoli zapominam, że mam bloga. Chciałabym móc rzec, że tyle się dzieje, ale byłoby to konkretne nadużycie. Dziś wpadłam polecić Wam wpis na blogu Pauli - www.onelittlesmile.pl - "Czytam Twojego bloga, więc wiem o Tobie wszystko". Niech będzie on poniekąd usprawiedliwieniem mojej nieobecności tutaj. A dokładniej czytając go naszła mnie myśl, by Wam się wytłumaczyć.

I broń Boże nie porównuję swojego mizernego blogowania ze śmietanką polskiej blogosfery. Nie mniej jednak Czytelnicy z listy obserwatorów, jak i moi bliżsi oraz dalsi znajomi-czytelnicy dopominają się o reaktywację wpisów (a szczególnie natrętnie ci drudzy ;)). Jest to niezwykle miłe i pokrzepiające, ale nie zaradzi na mój aktualny problem - niemoc twórczą.

Wracając jednak do wpisu, który wyżej polecam. Autorka głosi w niej o kreacji blogera, jaką on stwarza, by móc prowadzić przyjemną dla innych własną cyberprzestrzeń. Przy mojej mikroskopijnej popularności nie muszę osobiście nazbyt przejmować się strzeżeniem mojej prywatności, ale jest inny trend, któremu chcę pozostać wierna. Chodzi mi o to, że życia bywa paskudne i nie jest różowe, i wszyscy doskonale o tym wiemy. Dlatego przyjęło się, że blogi są wole od negatywnych emocji i są wręcz studnią optymizmu. Według wielu komentatorów narzekać mają prawo jedynie infantylne gimnazjalistki. A więc aby nie wyjść na infantylną, a w dodatku gimnazjalistę, nie zamierzam łamać postanowienia, z którym ten blog powstawał - że będzie on wolny od wszechobecnego marudzenia, narzekaństwa i czarnowidztwa. Chcę aby był autentyczny, możliwie prawdziwy (czego swoją drogą na wielu popularnych blogach mi brakuje), ale nie depresyjny. Powstał właśnie po to, bym pielęgnowała w sobie mój optymizm i radość życia.

Ale ostatnio dominują u mnie te gorsze nastroje. A że zdarza się, że dość szybko podłapuję narzekanie (choć ja to wolę nazywać "stwierdzaniem faktów" ;)), wolę zamilknąć niż pisać coś, co z czasem uznam za godne pożałowania ;).

I teraz żeby wyjaśnić mogące się rodzić domysły - nie stało się u mnie nic tragicznego, nic złego (na szczęście :)). Nawet chora nie jestem przewlekle (jeśli nie liczyć dwutygodniowego ataku półpaśca), ani nie mam złamanego serca. Dokucza mi jedno - brak stałego zajęcia (mało tego - nawet jakiejś koncepcji na to zajęcie). Myślę, że w przez to dokucza mi też i brak weny, i blogowych pomysłów i dawnego zapału. 

Sobie życzę aby to minęło jak najszybciej. Żeby się poukładało, a dni znów były pełne zajęć i męczące (i naprawdę nie mam tu na myśli obowiązków domowych!). W końcu idzie wiosna, wszystko ożywa, naradza się na nowo, itd. Na potwierdzenie ostatniego zdania świeże zdjęcia kwitnących pąków prosto z ogrodu:


I BARDZO, ale to BARDZO pozdrawiam każdego z Czytelników :*

niedziela, 16 marca 2014

Obijam się

Obijam się strasznie na bezrobociu :(. 

To rzecz miła, bo mało kto zaprzeczy, że miło jest się wyspać; ale i męcząca, denerwująca i nacechowana innymi negatywnymi emocjami. Trochę nawet wstyd się przyznać, że siedzę i nie robię za wiele, i póki co nie jestem dzieckiem sukcesu (zaznaczam: póki co ;) ). Kolejna nieprzyjemna sprawa, że bez stałych wpływów na konto ciężko poszaleć z zakupami i pocieszać się nowymi rzeczami. A pomimo, że czas mam i tak nie znajduję go dla bloga - na studiach wyćwiczyłam gospodarowanie czasem i pogodzenie różnych obowiązków, ale kiedy terminarz jest wyjątkowo rozluźniony, wszystko odkłada się na potem, które rzadko kiedy występuje :).

Z drobnych przyjemności i zajęć, które podejmuję w obecnym czasie mogę wymienić fakt, że rozwijam się rękodzielniczo. Czytam, nadrabiam serialowe i kinowe zaległości, śpię, sporo gram (po ostatniej aktualizacji moja ulubiona gra ma zupełnie nowe oblicze, a niedługo ukazuje się dodatek! ;) ). Znów zaliczyłam jednodniowy wypad do Wrocławia, który upłynął z hasłem przewodnim "jeść!". Nie wiedziałam, że zapowiadany powrót do tego miasta zrealizuję tak szybko :P. Niestety wycieczki do Wrocławia nie mają szans wejść mi w nawyk, gdyż z Pomorza to zdecydowanie za daleki dystans, a obecnie przebywam bliżej Bałtyku niż Śląska.

Z kolei za ponad tydzień będę miała okazję wybrać się do Gdańska i z całą radością zahaczę o IKEA. Mała lista zakupów już powstaje w mojej głowie ;). Głównym celem zakupu jest stolik nocny, którego bardzo brakuje u mnie w pokoju.

Źródło: IKEA

Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie, mając nadzieję, że Wy nie narzekacie ani na brak, ani na nadmiar zajęć :).

sobota, 22 lutego 2014

Nowe hobby

Miałam już naprawdę wiele zajęć w czasie wolnym. Hobby i pasje na dłużej i na krócej. Słomiany zapał to jednak jedna z moich cech, niestety niezbyt chwalebna. Poza stałymi zainteresowaniami, które nie należą ani do najbardziej ambitnych ani do oryginalnych, jak na przykład oglądanie filmów lub czytanie książek, od zawsze ciągnęło mnie w stronę robótek ręcznych i wszelkiego rodzaju DIY. Od dziecka malowałam, modelowałam z plasteliny, modeliny, masy solnej, szyłam ubranka dla barbie, etc. W sumie do teraz handmade sprawia mi mnóstwo frajdy ;). W liceum miałam przygodę z własnoręcznym tworzeniem biżuterii, później bawiłam się trochę w decoupage. Stali Czytelnicy pewnie wiedzą, że też haftuję z mniejszym i większym zacięciem.

Ostatnio do wachlarzu moich zainteresowań dorzuciłam szycie na maszynie ;). Wyszłam z założenia, że przeznaczone mi jest wysokie krawiectwo :P, jednak po uszyciu pierwszej spódniczki stwierdzam, że raczej nad haute couture przełożę sztukę użytkową ;). Bo przed stworzeniem spódniczki, w celach wprawienia się w obsługę leciwego Łucznika wyszły spod igły maszyny: siatka na zakupy, trzy poszewki na poduszki, cztery podkładki na stół i poduszeczka do igieł. Projekty te były mało pracochłonne, doskonale się udały i niewielkim kosztem mogłam stworzyć coś, co cieszy oko i poniekąd napawa dumą ;). Za to moja pierwsza sztuka odzieży wymagała i więcej pracy, i więcej wysiłku, i pomimo tego, że wyszło (jak na pierwszy raz ) znakomicie, moje żądne doskonałości oko widzi wszelkie niedociągnięcia ;). Wynikają one z braku doświadczenia, braku wiedzy i umiejętności. Nie zraziłam się jednak do maszyny do szycia (ba! nawet dalej planuję zakup nowego i w pełni sprawnego egzemplarza), a w głowie mam kilka nowych pomysłów do zrealizowania. Póki co znów skupię się na elementach użytkowych, bo raczej z "produkcją" odzieży wstrzymam się, aż do posiadania nowszego sprzętu, który obsłuży więcej niż ścieg prosty ;).


środa, 19 lutego 2014

Szybka wycieczka - Wrocław

W ubiegły piątek zdobyłam się na spontaniczny wypad do Wrocławia. O tyle było to niejako osiągnięcie, że rozkładająca mnie choroba wskazywała na konieczność pozostania w łóżku, jednak nie dałam się i pojechałam :). I była to zaiste wycieczka ekspresowa, trwała bowiem nawet nie cały dzień - we Wrocławiu byłam od 9 do 15. 

Niewiele mogłam przez ten czas zobaczyć, bo też moim głównym celem nie było zwiedzanie. W szybkim tempie obeszłam urokliwy za dnia (wyobrażam sobie, że jeszcze lepszy w nocy) Stary Rynek i część Starówki; zjadłam przepysznego muffina o smaku kinder bueno w Muffiniarni; spotkałam przystojnego i znanego pirata w Galerii Dominikańskiej. Widziałam Ratusz w pełni i w miniaturze, a także zachwycałam się krasnoludkami rozsianymi po całym mieście (takie szczegóły, a budują klimat - swoiste genius loci ;) ). Pogłaskałam na szczęście niedźwiadka po języku i miałam szczęście podróżować ekspresem w drodze powrotnej, podczas której dostałam niespodziankę od WARSu - jabłko kontrolowane ;). Mini-foto-relacja poniżej:


Czego mogę żałować? Stanu zdrowia i nieprzyjemnej, wietrznej pogody podczas pobytu, która przy moim samopoczuciu nie ułatwiała spaceru po mieście. I tego, że pociągi w standardzie ekspresu (notabene standard, który na zachodzie Europy utrzymuje często nawet kolej podmiejska) nie wożą pasażerów po całej Polsce na wszystkich dłuższych trasach... 

Ale co tam żale i marudzenie :P. Było fajne, a ja jako dyplomowana turystka uwielbiam nawet takie małe i takie ekspresowe wycieczki do miejsc mniej i bardziej znanych.
Wroclove - see you next time! xoxo

poniedziałek, 17 lutego 2014

Keep calm and ...

Źródło: klik

Jak można się domyślać moja edukacja póki co się zakończyła. Mgr inż. melduje się na bezrobociu, choć urzędu pracy jeszcze nie odwiedziłam ;). Obrona z ubiegłego tygodnia była bardzo stresująca, nie był to taki pryszcz jak w przypadku magisterki. Stres porównuję z emocjami targającymi mną przy zdawaniu prawa jazdy, więc po raz drugi w życiu naprawdę się denerwowałam, że coś pójdzie nie tak. Na szczęście w przeciwieństwie do prawka mojego nowego tytułu zawodowego nie musiałam bronić trzykrotnie ;)

Na koniec sprostowanie, że nie czuję się teraz jak znawca wszelkiej techniki i bogini politechniki (której swoją drogą żeby była jasność nie skończyłam :P). Czuję się bardziej jak ten rosyjski inżynier:


;)

sobota, 8 lutego 2014

IKEA

Byłam dziś na małych zakupach w królestwie i świątyni desingu, estetyki i użyteczności - IKEA. Jestem WIELKĄ fanką tego sklepu i produktów, choć wiadomo, że krążą różne opinie o jakości i wyglądzie oferowanych towarów. Nie można im jednak odmówić, że prezentują głównie wspaniały i bardzo popularny skandynawski desing, a do tego w większości są wyjątkowo przemyślane i użyteczne. Do tego całkiem sporo z nich ma naprawdę atrakcyjne ceny :D. Pomimo tego ostatniego plusa z każdym krokiem wzdłuż "trasy zwiedzania" sklepu miałam coraz smutniejszą minę, że nie mogę wpakować do koszyka wszystkiego, co wpadła mi w oko :(. Smuteczek ustępował co jakiś czas tylko cichym okrzykom i westchnieniom na widok cudownych aranżacji wprost do zamieszkania ;).

A było na co popatrzeć! Uwielbiam ich w całości umeblowane pokazowe mieszkania, np. takie o wielkości 55 i 35 m2 - te akurat zapamiętałam, ale chyba było ich więcej. Naprawdę fajne aranżacje niewielkich przestrzeni, z wyczuciem i smakiem.

Uwielbiam też ich kuchnie - wręcz ma się ochotę przysiąść na kawę i ciacho lub nawet stanąć za kuchenką i coś ugotować :D (a to nietypowe dla mnie uczucie ;) ).

Nie lubię jedynie tego wielkiego tłoku, jaki w sklepie panuje podczas weekendów, ale sama sobie jestem winna, że wybrałam się na shopping w sobotę. A tam tłumy w sklepie, kolejki do restauracji i sklepiku, do baru z zapiekankami za 4 zł także (co mnie nie zniechęciło i swoją porcję wszamałam ;) ). Po odstaniu swojego przy kasie udało mi się także zrealizować zamierzone zakupy, a nawet ciut więcej :). Niestety nie mogę się póki co pochwalić, bo część z rzeczy zrobiłam z myślą o osobach, które czytają bloga i nie chciałabym zepsuć im niespodzianki ;).

źródło: klik

wtorek, 4 lutego 2014

Liebster Award #2

Przepadłam jak kamień w wodę, ale tym razem nie z mojej winy. Padł internet - miało być lepiej, miało być szybciej, a od piątku w ogóle połączenia z siecią nie miałam. Niestety dostawca niezbyt się spieszył z przywróceniem usługi, ale to już mógłby być osobny temat do opowiadań. W każdym razie nikt nie kierował się w sprawie mojego internetu ani sercem, ani rozumem...

Wracając jednak do rozpoczętej ostatnio zabawy, Liebster Award, znów muszę nagiąć jej zasady (dla zainteresowanych - opisałam je w poprzednim poście). Zamiast 11-stu blogów wyłoniłam pięć, a i tak miałam pewien problem, kogo nominować, ponieważ obserwuję głównie bardzo popularne blogi, a cała zabawa jest skierowana do tych o troszkę mniejszej liczbie obserwatorów (i dobrze :P). Mam jednak 11 pytań do autorów następujących blogów:

Może niektóre Autorki skłonię do spłodzenia długo oczekiwanego przeze mnie nowego posta ;).
Ps. Szkoda, że moja Siostra nie prowadzi bloga :P

A oto i pytania:

1. Masz jakieś hobby? Coś poza blogowaniem oczywiście ;). Czyli innymi słowy: co lubisz robić w wolnym czasie i dlaczego?

2. Ostatnio obejrzany film, dobry i godny polecenia to ...?

3. Jakie jest wymarzone miejsce, które chciałabyś odwiedzić?

4. Jeśli mogłabyś się przenieść w czasie to do jakiej epoki/lat i dlaczego?

5. Jak silna jest Twoja silna wola?

6. Jaka jest Twoja ulubiona marka kosmetyków?

7. Twoje danie popisowe to ...?

8. Masz jakiś sprawdzony sposób jak sobie radzić ze stresem, złością lub gniewem?

9. Określ w kilku słowach swój styl (obojętnie czy życia, czy ubierania, lub jedno i drugie ;) )

10. Góry czy morze?

11. Cytat/myśl/sentencja, którymi się często kierujesz?

Zapraszam do zabawy! :)

Mi osobiście poniekąd przypomina się uzupełnianie i prowadzenie pamiętnika w szkole podstawowej, ale to takie miłe wspomnienie i fajnie, że z tego nie wyrośliśmy ;).

środa, 29 stycznia 2014

Liebster Award #1

Choć mam w głowie kilka pomysłów na posty nie spieszyłam się z ich realizacją, głównie z uwagi na to, że po raz pierwszy zostałam nominowana i wyróżniona do zabawy w Liebster Award. Pomyślałam, że byłoby to nie w porządku pisać o czymkolwiek innym przed udziałem w zabawie. A że nominacja wiąże się z dość rozbudowanym postem potrzebowałam czasu, by go przygotować. Jak dobrze wiecie często się rozpisuje i posty na dwa-trzy zdania rzadko kiedy mi wychodzą ;).

Przechodząc jednak do samej, tytułowej Liebster Awadr, choć kojarzy mi się z homarem (ang -> lobster, bo ja jednak bardziej angielsko- niż niemieckojęzyczna jestem ;) ) nie ma nic wspólnego z owocami morza :P. To wyróżnienie dla mało popularnych blogów - przytaczam zasady zasięgnięte z innych blogów, bo powiem szczerze, że sama musiałam się z nimi zapoznać po nominacji, bowiem cała zabawa była mi do tej pory obca ;).

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Nominowała mnie Dragga z bloga: dragga.blogspot.com za co bardzo dziękuję i zabieram się za odpowiedzi na pytania. Dodam jeszcze, że kilkakrotnie miałam ochotę zrealizować jakiś tag, który na innych stronach przypadł mi do gustu, jednak robienie tego z samej siebie wydawało mi się nietaktowe. Tym raz otrzymałam powołanie od innej osoby i zamierzam się wypowiedzieć ;).

1. Jak dbasz o swoją sylwetkę ? diety? fitness? jedno i drugie ?

Stwierdzam, że moja sylwetka póki co tylko prosi się o dbanie o nią, a mi najzwyczajniej w świecie się robić tego nie chce ;). Mam okropnego lenia jeśli chodzi o regularne uprawianie sportu czy po prostu wzmożonej aktywności, a wychodzę z założenia, że jeśli dziennie poświęcam ponad pół godziny na przemieszczanie się do różnych punktów w mieście musi to wystarczyć za mój fitness. Nieregularnie, bardziej na zasadzie kiedy mam ochotę to: pokręcę hula-hopem, pobiegam lub potańczę coś intensywnie na zasadzie "goszo-zumby". Diet nie stosuję, bo uwielbiam jeść ;) na słodko i na mniej słodko, więc nie umiałabym podchodzić w jakikolwiek sposób rygorystycznie do tego, co pojawia się na moim talerzu. Są jednak produkty, których nie jem po prostu - tłuste mięsa, golonka, flaki, kaszanka, etc. Hmm... nawet tego całkiem sporo, nie będę się wdawać w wypisywanie. Jednak jeść i tak lubię i śmieję się często, jak ktoś się mnie pyta czy mam na coś ochotę, że "ja jedzenia nie odmawiam" :).

2. Gdybyś miała/miał wybrać jedną osobę z którą udała byś się w podróż dookoła świata był/była by to ...

Nie wiem. Ktokolwiek, kto by się na to zgodził ;) (i najlepiej mi to zasponsorował :P).

3. Przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest ...

Według mnie niemożliwa, bez wcześniej lub później, z jednej lub drugiej strony jakiegoś love :P

4.Cechy które najbardziej cenisz u innych ludzi to ....?

Poczucie humoru, a w dużej mierze zrozumienie dla mojego poczucia humoru. A także umiejętność śmiania się z samych siebie. 
Cenie również szczerość i prawdomówność, na zasadzie mówienia rzeczy prosto z mostu - co w sercu to na języku. 

5. Ostatnia książka jaką czytałaś/eś to ...?

Tak słabą, że aż szkoda wspominać... Czułam potrzebę przeczytania czegokolwiek i wstąpiłam do Matrasa, i wybrałam ładnie wydaną książkę za niecałe 7 zł. "Czytelniczka znakomita" Alanna Benneta to zdecydowanie powieść nie w moim guście, ani  nie w guście mojej mamy, tak więc po przeczytaniu uwolniłyśmy książę, pozostawiając ją dla innych w pobliskiej kawiarni ;).

6. Koty czy psy ?

Psy! I to zdecydowanie ;). Wychowanie się w domu, w którym od zawsze jest pies robi swoje. Choć nie wykluczam przygarnięcia pod dach także i kota, bo wielką wielbicielką wszelkich czworonożnych przyjaciół jestem. Moim kocim marzeniem jest posiadanie osobnika rasy ragdoll.

7. Gdybyś miała/miał wybrać jeszcze raz studia były by to ...?

Chciałabym nie bać się matematyki i fizyki i wybrałam bym (znów dwa kierunki, bo co się będę ograniczać w marzeniach ;) ) budownictwo i architekturę. Ewentualnie medycynę, o ile mogłabym bez odrazy patrzeć na bebechy ;).

8. Ślub cywilny czy kościelny?

Taki jak w "Uciekającej pannie młodej" - konno i na łące... lub na plaży... lub w ogrodzie ;). Skoro wybieram taką formę, to chyba jednoznaczne ze ślubem cywilnym, ale o ile mi wiadomo nie sama jedna będę o tym decydować ;).

9. Danie które szczególnie kojarzy Ci się z dzieciństwem.

Jeśli chodzi o wspomnienia dań z dzieciństwa to od razu nasuwają mi się same nieprzyjemne skojarzenia, czyli zupa pomidorowa i faworki. Nie wchodźmy lepiej w szczegóły :P.
Żeby nie było, że moje dzieciństwo to kulinarna katastrofa wspomnę też o keksie mojej Babci i najpyszniejszej grzybowej na Wigilię, którą do dziś mistrzowsko robi moja Mama.

10. Telefon komórkowy to dla Ciebie ...?

Mam bardzo dobry - klik. Ale mając dużo więcej na koncie wybrałabym Sony Xperia Z.

11. Dlaczego prowadzisz bloga?

Mówię dużo, mówię prawie cały czas. A i tak myśli i pomysły, których jest znacznie więcej od słów, mnie męczą, a nawet myślę, że się marnują ;). Lubię przelewać je na klawiaturę i lubię to, że prowadzenie bloga niejako obliguje mnie do pozytywnego myślenia ;).

Źródło: grafika Google

Na tym koniec moich odpowiedzi. Być może złamię zasady, ale swoje pytania i nominacje przyznam w kolejnym poście, gdyż pora dość późna, by wątek kontynuować jeszcze dzisiaj :).

Do usłyszenia więc już niedługo!

wtorek, 14 stycznia 2014

Piosenka dnia

Już dawno nie było posta z tej serii, bo już dawno nie zapętlałam czegoś nowego. Ostatni czas poświęcałam głównie muzyce filmowej, jakoś mnie ciągnie w nostalgiczne klimaty jakie wywołują kompozycje orkiestry symfonicznej. Standardowo w odtwarzaczu rozbrzmiewa muzyka z LOTR i Hobbita, a dopełnia tego idealnie RMF Classic.

Wczoraj wyszłam z katalogu soundtracków i odkryłam genialną piosenkę U2 (no dobra z tym wychodzeniem poza soundtracki przesadziłam, bo to też kompozycja do filmu :P). Może trochę spóźniłam się z odsłuchaniem utworu, który o dwóch tygodni jest nr 1 Listy Przebojów Trójki, ale lepiej późno niż wcale ;).

U2 - Ordinary Love


Żeby nie było, że słucham tylko ambitnej muzyki, wspaniałych alternatywnych gatunków i orkiestry symfonicznej wrzucam coś, co też skradło moje ucho i serce - idealne na imprezę i w ogóle by odciąć się od wspomnianych wyżej nostalgicznych klimatów ;). Do tego Hurts ;).

Calvin Harris & Alesso ft. Hurts - Under Control

niedziela, 12 stycznia 2014

Dwa tygodnie - uczelnia, praca i zakupy

Witam ponownie! :)

Jak udało Wam się zapisać pierwsze dwanaście stron z księgi roku 2014? Pytaniem nawiązuję do poprzedniego, noworocznego, posta ;). Ja choć nie prowadzę skrupulatnie dziennika, jak moja ukochana Bridget Jones, zaliczam pierwsze dwa tygodnie do udanych i pracowitych ;].

Napisałam pracę inżynierską - to już wielkie osiągnięcie, tym bardziej, że pomimo olbrzymiej niechęci wyrobiłam się we właściwym terminie, a nawet z zapasem ;). Praca powiedzmy, że została przeczytana przez sprawdzającego, mam kilka elementów do dopracowania, ale mniej więcej jestem spokojna o ostateczny efekt. Choć wiadomo - stresik jest zawsze ;).

Zaliczam egzamin za egzaminem, więc jeśli chodzi o życie uczelniane nie mogę narzekać. W sumie w innych dziedzinach póki co też nie, jakby nie patrzeć wydaje się, że początek stycznia to nie jest jeszcze najlepsza pora na narzekanie ;). Choć nie obywa się bez trudności... Można powiedzieć, że stoję "na progu dorosłości" i z tego powodu przeżywam egzystencjalne rozterki :P. To chyba jedyny powód do zmartwień. Mogę się jednak pocieszać, że jeszcze jestem młoda i wszelkie złe decyzje będzie można odkręcić, a zaległości ponadrabiać. Inną sprawą są realia rynku, które w żaden sposób optymistycznie nie nastrajają, ale nie pora i czas by się załamywać! ;)

Czas na myślenie o przyszłości i podejmowanie życiowych decyzji umilam sobie jak mogę - a jest na to jeden sprawdzony sposób: ZAKUPY :D. Dziś mi się poszczęściło i z wyprzedażowej, trwającej ponad kilka godzin, eskapady nie wróciłam z pustymi rękoma. Miałam nawet aż trzy siatki w garści ;).


A w nich:
→ dwa komplety bielizny (kocham przeceny w Esotiq! Aczkolwiek muszę przyznać się do rozrzutności, bo o ile stanik za 50 zł to atrakcyjna opcja, to majtki do niego za 3 dyszki to już rozpusta - ale czasami warto zaszaleć ;) ).
→ szare, zamszowe botki 5th Avenue (kolejna rozrzutność, ale mieć nowe buty, a nie mieć, w dodatku za dobrą cenę (75 zł) - nie zastanawiałam się bardzo długo). Uniwersalne koturny, idealne do dżinsów.
→ Stravidarius kusił piękną ceną na rozpinane kardigany - 29 zł i tak trafił do mnie jeden w winnym kolorze. Do tego dłuższa jeansowa koszula, świetna i do leginsów i do czarnych rurek.

Z mojej listy zakupów za pierwszą wypłatę (tak, tak - całość wyprzedażowego szaleństwa została opłacona moimi pierwszymi konkretnie zarobionymi pieniędzmi ;) ) pozostały dwie główne nieodhaczone pozycje:

 → płaszcz
 → kozaki

O ile są to najbardziej istotne elementy na liście moich potrzeb, to tym bardziej trudno podjąć decyzję co do ich zakupu. W tym wyborze będę kierować się wysoką jakością wykonania i materiałów na pierwszym miejscu, ceną i uniwersalnością - bo te rzeczy mają mi posłużyć kilka dobrych sezonów ;). Ciężko mi będzie tylko przestrzegać zasady, by nie kupować nic pochopnie i na siłę, ponieważ na swój stary płaszcz i stare kozaki po prostu już patrzeć nie mogę :P.

Ot, cała ja :).

środa, 1 stycznia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku!

Wspomnienie starego roku czekało na mnie w poznańskim mieszkaniu. Skończył się mój biurkowy kalendarz "na dobry dzień", który codziennie mi doradzał, rozbawiał (bo jak się nie uśmiechnąć na poradę "bądź otwarty, ale nie tak, żeby ci mózg wypadł" ;) ) i dawał do myślenia przez ostatnie 365 dni. Zapewne już wiecie, że otaczam się wieloma kalendarzami i bardzo je lubię. Jednak póki zaopatrzona jestem jedynie w terminarz do torebki, bez którego nigdzie się nie ruszę. Dziś też zapisałam pierwszą sprawę do odhaczenia, o której nie mogło być mowy bym zapomniała bez zapisków, ale niech tradycji stanie się zadość. Wpisałam seans, na który czekałam prawie okrągły rok: Hobbit: Pustkowie Smauga to niesamowita przygoda i idealny sposób spędzenia czasu w pierwszy dzień Nowego Roku (i w każdy inny dzień :P). Nie będę się rozpisywać o filmie, bo go po prostu trzeba zobaczyć ;) z resztą wiecie dobrze, że mam totalnego bzika na punkcie Śródziemia, wspominałam o tym tutaj niejednokrotnie.


Ale w przypływie endorfin i podekscytowania chciałabym życzyć moim wszystkim Czytelnikom:
wszystkiego dobrego w Nowym Roku! 

Niech będzie lepszy od poprzedniego, pełen ekscytacji, nowych wyzwań, które z łatwością pokonamy. Niech będzie wypełniony dobrymi emocjami, miłością do ludzi i świata, cierpliwością,  wyrozumiałością i tolerancją. Życzę dużo zdrowia i energii, a także chwil oddechu i odpoczynku, kiedy zajdzie potrzeba


A korzystając z okazji chciałabym sobie życzyć trochę lepszej organizacji czasu, aby mogła spokojnie podzielić go między pracę i obowiązki, a przyjemności oraz samorozwój czy hobby - jak chociażbym prowadzenie bloga ;). Mimo mojej niesystematyczności mam i tak nadzieję, że będziecie ze mną w tym nowym, 2014 roku! :*

Gosza.