Miałam taki szalony tydzień, że pomimo kilku "postowych" pomysłów, niczego nie mogłam zrealizować przez chroniczny brak czasu. Weekend nie zapowiada się luźniej, mam trochę rzeczy do nadrobienia, w dodatku wybieram się znów na Tour Salon. Tym wydarzeniem zachwycałam się już w ubiegłym roku - dla przypomnienia: Tour Salon 2012. W tym roku planuję powiększyć moje zbiory o kolejne pozycje na temat turystyki konnej ;). Oprócz targów czeka mnie kolejne poprawianie mgr, za co miałam zabrać się teraz, ale stwierdziłam, że pisanie posta to zdecydowanie lepsza opcja na piątkowy wieczór. Wiadomo są jeszcze lepsze opcje, ale imieniny świętowałam ledwie wczoraj, więc póki co wystarczy ;).
Dziś będzie o wielkim kosmetycznym rozczarowaniu. Ale zacznę od dobrej strony. O znakomitym tuszu od Yves Rocher już Wam pisałam - Sexy Pulp - KLIK. Każde pozytywne zdanie tam opisane podtrzymuję. Super szczoteczka, która ładnie rozczesuje rzęsy, pogrubia, uczernia, "ach" i "och" ;). Dla lepszego efektu zachwytu link do recenzji na KWC na Wizażu - KLIK. Można się domyśleć, że zgadzam się głównie z pozytywnymi opiniami ;).
Tak więc mamy tytułowy HIT :).
Pokrzepiona swoim poprzednim, doskonałym wyborem w Yves Rocher, dałam się skusić maskarze-nowości: tuszowi podkręcającemu rzęsy Volume Vertige. Reklamowany jako jedyny z unikatową szczoteczką z dozownikiem tuszu, dzięki której nie musimy kilkakrotnie nabierać tuszu z opakowania. Jak dla mnie to banał, albo dodatek, którego działania nie mogę zaobserwować (być może też z przyzwyczajenia), choć rzeczywiście na szczoteczce znajduje się rowek z zapasem tuszu. Silikonowa, duża szczoteczka posiada dość krótkie ząbki. Wielki plus za piękny i głęboki czarny kolor.
Spraw, aby Twoje spojrzenie było głębokie i intensywne – dzięki tuszowi Volume Vertige rzęsy są widocznie grubsze i podkręcone na całej długości. Poznaj specjalną szczoteczka z dozownikiem tuszu, który zatrzymuje konsystencję, aby maksymalnie pogrubić rzęsy już przy pierwszej aplikacji, bez konieczności zanurzania szczoteczki we flakonie przed każdym pociągnięciem rzęs. Kremowa konsystencja, zawierająca żywicę elemi o właściwościach utrwalających, sprawia, że efekt podkręcenia rzęs utrzymuje się aż do 12 godzin.
Na moich rzęsach działanie tuszu nie wygląda dobrze. W podkręcone rzęsy dzięki maskarze nie wierzę, żadna nie jest w stanie zastąpić zalotki - Volume Vertige o ile podkręca moje rzęsy, to nie lepiej do innych tuszy. Ale chyba najgorsze jest to, że okropnie skleja rzęsy podczas aplikacji. Kojarzycie efekt "owadzich nóżek"? Tak to mniej więcej u mnie wygląda. I co z tego, że rzęsy mają głęboki czarny kolor, są bardzo fajnie wydłużone, skoro posklejane są niby grube, ale jednoczenie jest ich tak mało (na szczęście nie mam 3-4 megarzęs, tylko ok. 10... w każdym razie tyle, że mogłabym policzyć. Wolę mieć tyle rzęs, że nie chciałoby mi się ich przeliczać :P). Wydaje mi się, że to jednak wina nieodpowiedniej dla mnie szczoteczki... Może nie robiłabym tej maskarze takiej złej reklamy, ale chciałam jakoś (niedelikatnie mówiąc) pozbyć się tego tuszu oferując go moim współlokatorkom. Efekt posklejanych rzęs każda miała taki sam :/. Ewidentnie tusz trafił pod zły adres ;). Mogę jedynie żałować wydanych na niego 42 zł. Tym samym mamy tytułowy KIT.
Nie byłabym sobą, gdybym dopuszczała takie marnotrastwo. Zaraz po cyknięciu fotek wymyłam szczoteczkę po Sexy Pulp - przyda się do rozczesywania moich rzęsowych owadzich nóżek. Jeśli to się nie sprawdzi pozostaje stworzenie maskary hybrydy: tusz Volume Vertige plus szczoteczka Sexy Pulp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz