środa, 27 czerwca 2012

Moje mascary + top 3

* Jutro w Rossmanie promocja m.in. na tusz MaxFactor 2000 Calorie, będzie kosztował jedynie 14,99 zł!. Z własnego doświadczenia polecam wybrać się rano, zaraz po otwarciu, bo jak w promocji -50% były pędzle EcoTools to przyszłam do sklepu stanowczo za późno - wszystkie półki były już całkowicie "wyczyszczone" *

Posta jak zwykle dodaję trochę późno, ale mam nadzieję, że jacyś chętni na promocję się załapią :P

I tak a'propos tej promocji pomyślałam, że napiszę Wam co nieco na temat moich mascar, jakich aktualnie używam. Obecnie mam 3 otworzone tusze, ale z oferty Rossmanna zamierzam i tak skorzystać ;). Bardzo lubię kupować i testować nowe tusze, ale zawsze mam problem, który wybrać jeżeli mam kilka w użyciu.

Od lewej: Outrageous Sephora, Lash Doubling Mascara Clinique, Masterpiece Max MaxFactor
Pierwsza z przedstawionych na zdjęciu mascar (maskar? - naprawdę nie mam pojęcia, która wersja jest poprawna:P ) to Outrageous z Sephory. Według mnie najgorszy z przedstawionej trójki, ale i jeden z gorszych tuszy, jakich w ogóle używałam. Widać, że opakowanie jest duże i mieści w sobie więcej kosmetyku, aż 10 ml. To niezbyt mi odpowiada, bo lubię dość często zmieniać tusze do rzęs, a szkoda wyrzucić jeżeli mascara jest jeszcze dobra... Tylko, że ten produkt z Sephory wyrzuciłabym bardzo chętnie. Szczoteczka z sztucznego tworzywa nabiera zbyt dużo produktu, Malując rzęsy nie potrafię ich odpowiednio rozczesać, rzęsy się sklejają, a tego nie cierpię. Jak już uda mi się nałożyć produkt, tak bym była zadowolona z efektu, nie utrzymuje się on długo - w trakcie dnia spektakularność długości i zagęszczenia rzęs zanika. Plus za śliczny, ciemny i intensywny czarny kolor. Cena 59 zł. Nie skuszę się ponownie.


Podwójny tusz Clinique kupiłam w Douglasie w promocyjnej cenie 29 zł. W zamian dostałam pomniejszoną wersję, zawierającą jedynie 2 x 4 g produktu. Tusz jest jednak bardzo wydajny (w lutym pisałam już o tym produkcie, ale od tamtego czasu używałam sporadycznie. Nic nie stracił na świeżości, a ostatnio wrócił do łask i maluję się nim regularnie). Swego czasu bardzo lubiłam podwójne tusze, dają wg mnie świetny efekt, jednak ich nakładanie zabiera trochę więcej czasu. Zwykle, kiedy rano mi się spieszy, unikam nadmiernego przedłużania zabiegów pielęgnacyjnych i z pośpiechu czasem nie używam tego tuszu. Mogę żałować wówczas, bo mascara bardzo ładnie wydłuża rzęsy, pogrubia i nadaję głęboki czarny kolor. Plus także za trwałość. 


Ostatnim z obecnie używanych to zacna mascara od MaxFactor - Masterpiece Max. Jedna z moich ulubionych. Pięknie rozczesuje rzęsy, pogrubia, wydłuża, długo się utrzymuje i jest wydajna. Same zalety ;). Jest jeden minus, ale nie wiem czy to wina wyprofilowania szczoteczki, czy mojej złej techniki "malarskiej" - zawsze razem z rzęsami umaluję sobie powiekę! Tak tego nie lubię, a zdarza się nader często przy używaniu tego kosmetyku. Cała reszta na wielki PLUS!


To była krótka recenzja moich mascar.

Chciałabym Wam napisać również moje TOP 3 z kategorii tusze do rzęs:

Na 3. miejscu - mascary Maybelline New York - na półce tej firmy zawsze znajdę coś odpowiedniego dla siebie. Lubie ich tusze - są w przystępnej cenie (często w ciekawych promocjach) i dają dobre efekty. Jeden ulubiony - żółty Colossal Volume.

Na 2. miejscu - znów zbiorcze podium - mascary Max Factor. Jakością tej marki rzadko jestem rozczarowana. Tusze spełniają moje wymagania i stosunkowo często wracam do produktów z półki Max Factora. Ulubione - False Lash Effect i wspomniany wyżej Masterpiece Max.

A mój numer 1 to:


Tusz, do którego (niestety) nieprędko wrócę. Głównie z powodu ceny pełnowymiarowego produktu. Sumptuous Estee Lauder ze zdjęcia to miniprodukt sprzedawany zimą wraz z kredką do oczu w promocyjnym zestawie za 39 zł. Nawet bym nie promocji nie wiedziała, gdyby nie moja Mama :*. Dostałam ten tusz od Niej w prezencie i jestem za niego bardzo wdzięczna. Wersja mini (2.8 ml) starczyła mi na ponad 2 miesiące codziennego używania, dając za każdym razem ten sam wspaniały efekt - nie przerysowanych, nie teatralnych, ale bardzo gęstych, wyraźnie rozczesanych, lekko wydłużonych rzęs. Skończyła mi się już w lutym, był nawet post z mini-recenzją, a nadal za nią tęsknię ;). Czy zamiast na rower powinnam zbierać na ten tusz??? ;)

Wy na pewno macie jakieś swoje ulubione tusze do rzęs :). Czy możecie mi jakiś sprawdzony polecić?
Od dłuższego czasu jestem wierna tuszom z MF, a czuję, że mojej kosmetyczce przydałby się "świeża krew" ;).

Pozdrawiam mocno! :)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Kolory i smaki weekendu

Ostatnio znów utrzymuje się chłodna i deszczowa pogoda. Już mam serdecznie dość :(. Dni są teraz najdłuższe w całym roku i chciałoby się posiedzieć na tarasie na słońcu lub o zachodzie, pijąc wieczorną herbatę i wsłuchiwać się w odgłosy ogrodu.

Z jednej strony to nawet dobrze, że pogoda do przesiadywań w ogrodzie nie zachęca - można bez oporów oddać się piłkarskiemu kibicowaniu... z drugiej tak szybko te długie dni przeminą, że szkoda, iż nie ma jak z nich korzystać.

Całe szczęście w weekend pogoda była łaskawsza i do późnego popołudnia w niedzielę było całkiem ciepło, a słońce często wychylało się zza chmur. Mogłam się trochę zrelaksować i rozsmakować się w letnich owocowych przekąskach:

Truskaweczki ! ! ! 



I piękne bordowe czereśnie! Prosto od sąsiada ;)
  



A na kolejne smakołyki już zacieram ręce: na krzakach dojrzewa agrest, niedługo w sprzedaży maliny, jagody. Pycha! Straszną ostatnio mam ochotę na poziomki, jednak tego specjału chyba łatwo nie dostanę.

Jeszcze a'propos kolorów z weekendu. Zaprezentowałam różne owocowe odcienie czerwieni, ale w weekend udało mi się sfotografować mieszkańca mojego ogrodu. Często bywają u nas kosy. Ale ten jeden jest nietypowy... można by rzecz taki mały wybryk natury, bo zamiast jednolitej ciemniej barwy ten jest kosem albinosem! Mówię Wam - poczytałam na wikipedii ;)

Pech chciał, że udało mi się strzelić jedyną nierozmazaną fotkę w najmniej reprezentacyjnej części naszego ogrodu ;)




czwartek, 21 czerwca 2012

Dezorganizacja

Hej!

Bardzo mi ciężko ostatnio dobrze zorganizować swój czas. Z tego powodu takie przestoje na blogu, ale mam też kilka innych zaległości. Niby wróciłam do domu, niby mam wakacje, ale zaczęłam w tym tygodniu praktyki, które potrwają, nie bagatela, 4 tygodnie. Mało tego totalnie wciągnęło mnie Euro, więc nie odpuszczę żadnego meczu. Ponadto oglądam różne studia przed- i pomeczowe, rozmowy z tymi co się znają na piłce i tymi co znają się trochę mniej ;). Z tych powodów jakoś ciężko mi przestawić się na bardziej ekonomiczny tryb i marnuję mnóstwo czasu, nie wiedząc tak naprawdę gdzie i jak... Pomijając wspomniane powody ;).

Chociaż ta notka miała mnie tylko jakoś usprawiedliwić, nie chciałabym Was zostawić tak "z niczym" ;). Więc mam informację do przekazania dla osób, które: a) lubią filmy dokumentalne, b) mają kanały Discovery  i Discovery World. Widziałam dziś reklamy dwóch premierowych serii programów, które niezwykle mnie zainteresowały. Pierwszy z nich, mający premierę w poniedziałki o 22.30 na kanale Discovery World, to dokument obrazujący pracę za kulisami największych hitów kinowych: "Prawdy i mity filmowej elity". W poniedziałek 25 czerwca odcinek ma dotyczyć serii Indiana Jones. Już zapisałam sobie przypomnienie w kalendarzu, by nie przegapić tego programu. Od zawsze interesowało mnie to, co dzieje się za kulisami filmów i jak hit wygląda po drugiej stronie kamery ;).
Z kolei druga pozycja jaką Wam polecę dotyczy - a jakże ;) - Euro 2012. O tych programach wiedziałam już wcześniej, ale w ferworze meczowych emocji zapomniałam na śmierć. Teraz oglądając reklamówkę przypomniałam sobie, że chciałabym zobaczyć kilka odcinków z serii "Za kulisami Euro 2012". Tym bardziej, że są to dokumenty pokazujące m.in. jak budowano polskie stadiony, jakie jest przygotowanie służb w naszym kraju, są informacje o wykorzystywanych technologiach zarówno w sporcie, jak i w całym zapleczu towarzyszącym. Kto jest chętny pooglądać włącza Discovery w dniu meczu o 20.00 i później w czasie przerwy. Dokumenty są krótkie, więc bez obawy, nie będzie niewygodnego wyboru "co oglądać" ;).

A Wy lubicie oglądać programy dokumentalne? Są może jakieś serie, które śledzicie i możecie mi polecić?

Z mojej strony na razie tyle, idę spać, w końcu z rana muszę się zerwać, a dziś miałam męczący dzień. Mam nadzieję, że Wasze dni płyną błogo ;))). A jeśli nie - to spokoju i błogości Wam życzę! Pozdrawiam! :)

czwartek, 14 czerwca 2012

Piłkoszał :)

Naprawdę nie podejrzewałam, że tak wciągnie mnie to Euro. I choć byłam sceptycznie nastawiona do tej imprezy, ogarnął mnie znany z reklamy "piłkoszał" ;). I niesamowicie żałuję tego wcześniejszego anty-nastawienia.

W tym tygodniu wróciłam na kilka dni do Poznania, został mi egzamin do napisania. Ale czas w stolicy Wielkopolski spędzę nie tylko na nauce. Pierwszy wieczór gorąco kibicowałam Polsce w meczu z Rosją, w drugi postanowiłam wyjść do miasta i poczuć na własnej skórze piłkarskie emocje. Część meczu Portugalia - Dania obejrzałam w ogródku piwnym na Starym Mieście. Wokół pełno kibiców. Panuje atmosfera wielkiej fety, radości i wspaniałej, międzynarodowej imprezy. Tłumy Chorwatów i Irlandczyków okupują Poznań, ale jest to zdecydowanie radosne i miłe oblężenie. Mogę tylko żałować, że mój czas w Poznaniu jest ograniczony, bowiem muszę od poniedziałku wrócić do Słupska na praktyki. Tego właśnie nie mogę sobie darować... mogłam być w Poznaniu i uczestniczyć w tym historycznym sportowym święcie. ;(. A tak, co najwyżej, pobędę tu kilka dni i wracam do przeżywania piłkarskich emocji przed domowym odbiornikiem TV.

Na drugi mecz tego dnia (Niemcy - Holandia) poszłam do Stery Kibica. Stamtąd mam dla Was kilka zdjęć, zrobionych na szybko, pod wpływem chwili, telefonem komórkowym. W Strefie bardzo mi się podobało, pełno uśmiechniętych ludzi różnych narodowości, a wesoła muzyka i radosna atmosfera umilała pobyt tam nie tylko w trakcie meczu. Na nieszczęście z meczu i wspólnych emocji nic nie wyszło... Po ok. 10 minutach od rozpoczęcia spotkania tak się rozpadało, że musiałyśmy z koleżanką szybko umykać na tramwaj. Nie byłyśmy przygotowane w żaden sposób na taką zmianę pogody, a Fan Zone nie jest niestety zadaszony. Resztę meczu dooglądałam więc w mieszkaniu.

Fontanna Wolności i miejskie logo

Strefa Kibica mieści się w Poznaniu na Placu Wolności, może pomieścić 30 tys. ludzi. Nad porządkiem, bezpieczeństwem i informowaniem kibiców czuwa rzesza stweardów i wolontariuszy.


Kładka prowadząca przez środek Fontanny Wolności. Ciekawe rozwiązanie ;)



Po lewej stronie widzimy trybuny dla kibiców, a po prawej strefę VIP. Wiadomo strefa VIP jedynie dla wybrańców, a i trybuna nie jest darmowa. Wejście na nią to koszt 30 zł, liczba miejsc oczywiście ograniczona.

Na ogromnym telebimie lecą skróty z poszczególnych meczy, ciekawe momenty rozgrywek, reklamy sponsorów, ale także spoty promujące Euro 2012, Polskę i Ukrainę oraz poszczególne miasta organizatorskie. Z kolei na scenie występują artyści i animatorzy.

Przypuszczam, że część z Was podobnie jak ja emocjonuje się rozgrywkami :). Jestem wręcz zdania, że ludzie powinni mieć wolne w trakcie meczy by móc wyjść na miasto i poddać się temu szaleństwu ;). Oczywiście w tym momencie nie myślę o nieprzyjemnych incydentach jak ataki agresji czy pijaństwo, choć niestety i to jest częścią tych Mistrzostw.

Ale mogę być prawie pewna, że każdy z Was będzie oglądał mecz Polska - Czechy ??? No właśnie ;) Dlatego udostępniam filmik motywacyjny przygotowany przez kibiców przed "meczem o wszystko":


P.S. Jeżeli się nie wyświetla, to znów uniemożliwiła to TVP. Akurat tego działania nie rozumiem... Owszem jest to wykorzystanie transmisji, ale przecież w słusznym celu ;). Jeżeli filmiku nie ma, poszukajcie: "mecz o wszystko", a na pewno znajdziecie ;).

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kropla poezji

Zrobię to, choć wiem, że niektórzy moi Czytelnicy za takimi ckliwymi postami nie przepadają. Przeglądając odmęty Internetu znalazłam wiersz - najpierw jego przekształconą wersję, że nawet nie wiedziałam, że to fragment utworu. Myślałam, że to jeden z wielu mądrych cytatów/aforyzmów/złotych myśli w sieci. Jednak na tyle wrył mi się w pamięć, że sięgnęłam do niego znowu i przeglądając źródła dowiedziałam się, że spodobało mi się przekształcenie wiersza polskiej poetki Małgorzaty Hillar. Mimo, że odszukałam oryginalny utwór, nie będę udawać - nawet nie wiedziałam, że taka autorka istnieje. Ale ten jeden wiersz jej autorstwa jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. 
Nie chciałabym się pytać czy Wam się podoba czy nie, czy odnajdujecie w nim jakąś prawdę, przesłanie. Dla mnie jest prosty i piękny, więc po prostu pozwolę sobie go Wam zaprezentować:

My z II połowy XX wieku 

Rozbijający atomy 
Zdobywcy kosmosu 
Wstydzimy się miękkich gestów 
czułych spojrzeń 
ciepłych uśmiechów 

Kiedy cierpimy wykrzywiamy 
ironicznie wargi 
Kiedy przychodzi miłość 
wzruszamy pogardliwie ramionami 
Silni, cyniczni z ironicznie 
zmrużonymi oczami 

Dopiero późną nocą 
przy szczelnie zamkniętych oknach 
gryziemy z bólu ręce 
umieramy z miłości.

My z II połowy XX wieku, Małgorzata Miller.

niedziela, 10 czerwca 2012

Kolejny mój pomysł gdy zimno i pada (i nie tylko)

Oprócz meczy Euro czy Ligi Światowej, oprócz grania w planszówki i oprócz włóczeniu się po centrach handlowych ( :D ) wpadłam na kolejny pomysł, jak spędzać wolny czas w Słupsku.

W domu często jestem szoferem, choć moja Mama za kółkiem radzi sobie całkiem nieźle. Przez ostatni dni jeździłyśmy razem kila kilometrów poza Słupsk, do Parku Wodnego w Redzikowie. Mama jeździ tam na rehabilitację, a ja jej do towarzystwa. W pierwszy dzień siedziałam bezczynnie, ale w kolejne postanowiłam coś w tym czasie zrobić dla siebie.

I tak zakupiłam swój pierwszy karnet na siłownię :D.

Pomieszczenie przeznaczone pod siłownie nie jest duże, ale słoneczne i spokojnie mieści wszystkie podstawowe sprzęty. Są m.in. dwa rowerki, dwie bieżnie i dwa przyrządy do ćwiczeń nóg i ramion na raz (zupełnie nie wiem, jak taki sprzęt się nazywa ;) ), są przyrządy do ćwiczeń siłowych, steper, ergometr wioślarski i zestaw hantli.
Oprócz siłowni Park Wodny oferuje klientom oczywiście baseny, wymienioną już rehabilitację i fizjoterapię, saunę, solarium, kręgielnię. Ponadto mieści w swoich murach bistro i sklep sportowy. Ceny są przystępne - wierzcie mi, bo mówi Wam to student ;). Dla przykładu oferta, z której sama skorzystałam: 10 wejść na siłownię dla uczniów i studentów kosztuje 35 zł, karnet ważny miesiąc. Skusiłam się i jestem zadowolona :).

Jutro znów odwiedzę siłownie i zrobię sobie mały trening. 15 minut na bieżni, 10 czy 5 na rowerku, 15 na innym sprzęcie i tak sobie ćwiczę. Czuję fajne zmęczenie, a wiem, że sama dobierając sobie czas, cele i formy ćwiczeń, nie zniechęcę się ;). 





Piosenka dnia

Mam w głowie kilka pomysłów na dłuższe posty, ale dni mam na tyle wypełnione różnymi czynnościami, że brakuje mi chwili na skupienie i spłodzenie jakiegoś tekstu ;). Na dodatek to całe Euro, czyli zawsze jest coś do oglądania. I choć za ligowymi rozgrywkami w piłce nożnej nie przepadam, muszę przyznać, że Mistrzostwa Europy, Mundial czy finał Ligi Mistrzów to sport na najwyższych poziomie. Takowy lubię oglądać, więc skoro w telewizji leci transmisja, to zasiadam i oglądam. Czasami z kolei tylko słucham, gdy emocje są zbyt duże...;)

Dziś jednak dodam teledysk piosenki, która za mną chodzi ostatnio. Coldplay & Rihanna. On ładny, ona ładna, teledysk ładny. Może tekst nie jest najwyższych lotów (szczególnie partia "la la la la" ;) ), może coś innego nie jest na najwyższym poziomie - nie będę oceniać obiektywnie, bo mi się ta piosenka i ten video clip podoba :). 
Ciekawa azjatycka stylistyka, w tle dźwięki bębnów (lubię to!) i do tego, hmmm, zmysłowość we wspólnych scenach. Kto jeszcze nie widział:

sobota, 9 czerwca 2012

Pora na EURO 2012 spoko ;)

Czy ktoś nie oglądał dzisiejszego (by zachować poprawność - wczorajszego) meczu? Chyba naprawdę niewiele jest takich osób ;). Wynik remisowy wszystkim znany i cieszmy się, że nie rozegrał się gorszy scenariusz. 

Dziś w poście chciałam Wam przypomnieć o wszechobecnym Euro i załączyć piosenkę - Koko Koko Euro Spoko. Mój Tata nie mógł odżałować, że oglądał i studia przed meczowe, i rozmowy po spotkaniach, i ani razu nie zagrano naszego oficjalnego przeboju Mistrzostw ;). Dla tych, który mogą się poczuć - podobnie jak mój Tata - rozczarowani dołączam hit, tylko w innej wersji...

Bo a'propos tego utworu przypomniało mi się, że w połowie maja zawitał do Poznania studencki P.I.W.O Show. Projekt P.I.W.O. (Potężny Indeksowany Wyświetlacz Oknowy) to stworzony przez jedno z kół naukowych Politechniki Wrocławskiej nietypowy system oświetlenia budynku. W takt i do muzyki w oknach pojawiają się wizualizacje. Jeśli chcecie poczytać więcej na ten temat to polecam stronę Projektu: KLIK . Oprócz tego szukajcie na YouTubie zarejestrowanych fragmentów show, albo i całości.

Bo teraz pora już na przebój:


Kto zaś życzy sobie wysłuchać całego utworu, proszę bardzo:


Ach... te kobietki mają iskrę! ;) Może i piosenka wywołała wiele kontrowersji, ale nikt nie zaprzeczy temu, że wpada w ucho i przyczepia się do człowieka na cały dzień! 

A przecież EURO, póki nie jest go za dużo, jest SPOKO :D

wtorek, 5 czerwca 2012

Gdy na dworze zimno, a komputer nie działa...

Hej :)

Stęskniłam się za pisaniem do Was ;). Z początku chciałam trochę ponarzekać, ale już mi przeszło. Moje złe samopoczucie wynikało z faktu, że miałam wielkie plany na miniony weekend, z których nic nie wyszło poprzez złe gospodarowanie czasem i moje lenistwo ;/. Na dodatek w niedzielę złapał mnie paskudny ból brzucha, jakiś bliżej nieokreślony problem z układem trawiennym, więc cały optymizm prysł i zostałam tylko z cierpieniem. Trzymało mnie jeszcze do połowy poniedziałku, wieczór jednak przyniósł ulgę - to niesamowite: nie zdajemy sobie sprawy, że zdrowie i normalne samopoczucie jest takie normalne. Dopiero jak przychodzi odchylenie od normy, tęsknimy za czymś tak oczywistym jak zdrowie.

Ale nie o tym chciałam pisać ;). Pogoda mnie w Słupsku nie rozpieszcza, od przyjazdu w piątek cały weekend było pochmurno i zimno - tak między 8 a 13 stopni, co jak na początek czerwca wydaje mi się nieodpowiednią temperaturą. Do tego wiał silny wiatr, który potęgował chłód. Więc całą familią siedzieliśmy w domu, albo jeździliśmy na zakupy, dopóki mój układ trawienny nie odmówił współpracy. W wolnych chwilach nawet odpalenie komputera nie dawało przyjemności: stacjonarny komputer w domu ma lata świetności daaaawno za sobą, a i mój mały netbook nie spisuje się najlepiej pod względem wydajności. Swojego laptopa do codziennej pracy i rozrywki zostawiłam jeszcze w Poznaniu, więc utknęłam w Słupsku bez dobrego komputera. Aktualnie moja rozrywka sprowadza się więc do realnego świata ;). I tak chciałabym Wam przedstawić mój sposób na spędzanie chłodnych (i niekoniecznie zimowych) wieczorów, sennych niedzielnych popołudni lub wolnych pozostałych dni ;). 

Gry planszowe! Choć może Wam się wydawać to zbyt infantylną rozrywką, jesteście w błędzie! Podobno planszówki są dobre dla dzieci, są proste, monotonne i przewidywalne. I znów powiem - nic bardziej mylnego! Moja przygoda z grami planszowymi zaczęła się na dobre jakieś dwa lata temu, choć wcześniej w domu na półce już grzało swoje miejsce Scrabble. Później z okazji Bożego Narodzenia otrzymałam w prezencie kolejną kultową pozycję ze świata planszówek: Monopoly. Tak wyglądały początki. Później z różnych okazji, a czasami i bez, powiększałam kolekcję i na dzień dzisiejszy mam ponad 10 różnych pozycji.  Wydaje się nie za dużo, ale wbrew pozorom to nie taka tania rozrywka. Dobra gra sporo kosztuje, ale to inwestycja na lata ;). Kto jeszcze nie próbował swoich sił w grach planszowych serdecznie do tego namawiam! Z tego co pamiętam, pisałam Wam już o grach a'propos moich urodzin i jednego z prezentów, którym była gra karciana Czarne Historie. Teraz chciałam napisać coś więcej niż tylko, że "uwielbiam gry" i pokazać Wam moją małą kolekcję ;). Przedstawię Wam też dwie gry, które umiliły mi ostatnie wieczory.

Tu większa część kolekcji.

Pierwsza z gier, w które grałam ostatnio...

... i druga, taka bardziej patriotyczna ;)
Carcassonne i pierwszy z serii dodatków Karczmy i Katedry, to pan mojego stołu ostatnimi czasy. Bardzo prosta gra, polegająca na układaniu planszy, zajmowaniu miast, dróg, klasztorów i pól. W grze praktycznie nie ma negatywnej interakcji między graczami, dlatego nie ma się nikomu za złe jeśli przegramy ;). Carcassone jest o tyle ciekawe, że każda gra toczy się inaczej - planszę do gry układa się samodzielnie i losowo, więc nie można zagrać w dwie takie same rozgrywki.


Tu na potrzeby zdjęć ułożyłam przykładową planszę, ale w grze nie wychodzi ona taka symetryczna ;)


Gra jest wykonana z niezwykłą starannością. Żywe kolory, ładne obrazki, wszystko zrobione z dbałością, z grubego kartonu lub - jak pionki - z drewna.


W skrócie chodzi o to, by układając planszę z losowych kafelków i zajmując różne obiekty, gromadzić punkty. Niektóre z punktów zbieramy w trakcie rozgrywki, część po jej zakończeniu. Ważna jest taktyka i trochę szczęścia w losowaniu płytek terenu ;).

Polecam!
Z kolei druga gra, w którą Wam dziś pokażę, jest trudniejsza, bowiem opiera się na jedynie na naszej wiedzy. I to wszechstronnej! Polska. Pytania i odpowiedzi to typowy quiz z całą masą pytań. Jedne są bardzo szczegółowe i trudne, inne banalne. Pytania są podzielona na 6 kategorii: historia, kultura, przyroda/technika/nauka, geografia/sport i wiedza ogólna. Każdy gracz znajdzie swoją "działkę" i tą, w której zupełnie się nie sprawdza. Moja wiedza najbardziej kuleje ze sportu i historii, ale pytania z innych dziedzin też mnie zaskakują. I wbrew pozorom przy tej grze dużo śmiechu - szczególnie, kiedy w połowie pytania zupełnie nie wiesz o co chodzi, albo kiedy prawidłowa odpowiedź zaklinowała się nam na końcu języka.

Lubię tą grę, bo można się sporo o Polsce dowiedzieć. Co więcej pytań jest naprawdę cała masa, więc naprawdę rzadko kiedy pytania się powtarzają.

Szczególnie polecam do grania "od święta", bo nawet gdy gracie jak maniacy, do czasu następnej rozgrywki wiele odpowiedzi i tak wypadnie Wam z głowy ;)


Przykładowe pytania i odpowiedzi poniżej


Chyba Was zamęczyłam tymi planszówkami :P. A to ledwie dwie, które bardzo lubię. Następna warta wspomnienia stoi już kolejce. I to dosłownie, bo mowa o grze wydanej przez IPN pod tytułem Kolejka. Świetna gra familijna o realiach życia w PRLu. Naprawdę wyjątkowo dobra, ale nie dla dwóch osób. No właśnie i tu dochodzimy do najważniejszego w planszówkach - warto grać w więcej niż dwie osoby. Są to gry towarzyskie, rodzinne, sprzyjające wspólnemu spędzaniu czasu. Integrują, pobudzają, rozśmieszają. Gry komputerowe nie zawsze spełniają tą funkcję.

A Wy graliście w gry planszowe? A może gracie nadal? Jeśli tak to w jakie?