czwartek, 4 października 2012

Ciężkie powroty z wakacji

Rok akademicki zaczął się bez fajerwerków w miniony poniedziałek. W niedzielę dotarłam do Poznania, ładnie wypakowałam swoje rzeczy, zachowując przy tym porządek (jest to godne wspomnienia, bowiem taka sztuka rzadko mi się udaje ;) ). Najlepsze, że póki co nadal udaje mi się uniknąć bałaganu. Ciekawa tylko jestem jak długo utrzyma się taki stan ;). Ale właśnie za to lubię wszelkie początki: nowego roku, nowego semestru, nowych znajomości, nowych działalności i tak dalej. Daje to nadzieje, że wydarzy się coś ciekawego, świeżego i do tej pory niebywałego. Na początku zawsze mamy najwięcej motywacji i siły do działania, głowy pełne pomysłów i spory zapas optymizmu :). Najłatwiej wtedy zaplanować cele i podjąć wyzwania.

Ale jako, że w przyrodzie musi zostać zachowana równowaga, w tym miejscu trochę ponarzekam... Bo tak jak cieszyłam się do środy z powrotu na studia, dziś ten czar prysł. Szczególnie podobało mi się zobaczenie dawnych znajomych - wszystkich tych, których bardzo lubię, ale nie utrzymywałam z nimi bliższego kontaktu przez wakacje. Zobaczyć się i nadrobić pierwsze towarzyskie zaległości już mi się udało :). Niemniej jednak odzwyczaiłam się od obowiązków, od porannego wstawania (to w tym wszystkich chyba najgorsze :P) i wszechobecnej na uczelniach wyższych dezorganizacji. To z kolei mnie trochę podłamało, bo wizja kolejnych miesięcy upływających na zajęciach, w stanie niewsypania i z bolącymi od przemieszczania się pomiędzy uczelniami nogami trochę mnie dzisiaj przerasta. Tym bardziej, że w tym roku muszę się spiąć i osiągnąć coś wielkiego, przynajmniej ja to tak traktuję - napisać i obronić pracę magisterską. A w między czasie uniknąć skreślenia z drugiego kierunku ;). Nie wydaje mi się, żeby przyszło mi to "ot tak!", jak w ubiegłych latach. Jest co robić, prawda? Trzeba zagryźć zęby i działać.

Ale pomimo tego jeszcze nie wezmę się do pracy :P. W tym tygodniu zamierzam dalej leniuchować i małymi kroczkami przestawić swój tryb życia na tryb akademicki. Bo choć powroty są ciężkie, to przecież nikt długo nie będzie się załamywać - w końcu mamy nowy rok. A napisałam wyżej, że nowy rok to coś dobrego :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz