niedziela, 11 sierpnia 2013

Dzienniki bałtyckie III - "cudze chwalicie ..."

Dziś krótki i ostatni zapisek podsunięty bornholmską wycieczką, o tym, jak wyrwawszy się do innego kraju widzimy (dokładniej ja widzę) same jego zalety i wspaniałości, a zaczynamy nie doceniać własnej ojczyzny.

"Cudze chwalicie, swego nie znacie
Sami nie wiecie, co posiadacie"

Taka utarta mądrość ludowa, podsumować może wszystkie moje wojaże zagraniczne. Zrozumieć tą sprawę pomógł mi mój znajomy z Wysp Brytyjskich. On sam po wizycie w Polsce jest pod wielkim wrażeniem naszego kraju. Można powiedzieć, że jest zwyczajnie oczarowany - podobnie jak ja, gdy wyjeżdżam z Polski. To niesamowite, jakie to dziwne uczucie, gdy jedno z nas widzi prawie same wady w naszym kraju, a drugie zachwyca się nim ponad wszystko. Fakt faktem mój znajomy to tylko turysta, który miał okazję spędzić parokrotnie kilkunastodniowe wakacje w Polsce. Nie zetknął się z biurokracją, służbą zdrowia i innymi polskimi nieprzyjemnościami (zetknął się za to z polskimi drogami, tracąc w podróży koło na jednej z dziur ;) ).  Szczególnie upodobał sobie Wrocław i Poznań, z małym wskazaniem na Wrocław jako miejsce atrakcyjniejsze. Był zachwycony i miastem, jego wyglądem, atrakcjami, jak i naszą polską kuchnią i słowiańską gościnnością. Obiecuje, że w kolejne wakacje wróci do Polski na jeszcze dłużej.

Fajnie usłyszeć od obcokrajowca, że mamy taki fajny kraj. Łatwiej wówczas w to uwierzyć, bowiem siedząc tu cały czas, powoli nie dostrzega się oczywistego piękna i faktu, że Polska da się lubić ;).

*** 
Ostatni fakt o Bornholmie, coś za co wyspa i mentalność Duńczyków spodobała mi się najbardziej. Taki drobiazg, a nie spotkałam się z tym nigdzie indziej - samoobsługowe straganiki przy drogach. Tak, dokładnie - samoobsługowe! :D Przy drogach w mniej lub bardziej uczęszczanych miejscach stoją drewniane stragany, a przy nich żywej duszy. Przy kilku pierwszych myślałam, że trwa coś na kształt hiszpańskiej sjesty akurat, dlatego nikt nie pracuje i nikt interesu nie pilnuje. Po kilkunastu kolejnych zaczęłam się naprawdę dziwić. A na straganach wyłożone było wszystko - rękodzieło, owoce i warzywa, przetwory domowej roboty, zabawki i tym podobne. Po jakimś czasie tajemnica bezzałogowych kramów została rozwiązana - to jeden z przyjętych sposobów handlu. Stragany, czasami samotnie stojące przy drogach, ekwipowane są w różnego rodzaju towary z ceną na każdym z nich. Obok znajduje się skrzyneczka/skarbonka, do której kupujący wrzuca gotówkę płacąc za towar. Jeśli nie ma drobnych - nic nie szkodzi - sam sobie wyda resztę i odjedzie z zakupionym przedmiotem. Tak bardzo żałuję, że żadnego z tych straganów nie sfotografowałam osobiście, ale mam dla Was wyszukane w Sieci przykłady :(. 

Oczywiście nie mogłam nie skorzystać z straganowej oferty i samodzielnie (i zupełnie bez obsługi kasjera-sprzedawcy) zakupiłam domowej roboty dżem z mirabelek :D. Mówię Wam taka głupia sprawa, a frajda jakiej mało :D.

źródło: http://fotoforum.gazeta.pl/zdjecie/2888879,3,15,28919,Bornholm.html
źródło: http://www.gdp.art.pl/upload/pics/4fa6d3b681283.jpg
źródło: http://www.kartki-z-podrozy.kocewiak.eu/2013/01/bornholm-wyspa-synow-wiatru-ponocnego.html
PS. Wyobrażacie sobie samoobsługowy stragan po środku pustkowia w Polsce? Gdzieś w lesie lub przy jakimś polu? Ja obstawiam, że ukradliby nie tylko towary, skrzyneczkę z pieniędzmi, ale i cały drewniany stragan...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz