poniedziałek, 9 kwietnia 2012

C.d. Igrzyska Śmierci

Wczoraj opętana filmową manią zapomniałam Wam napisać, że pochłonęłam pierwszą książkę z trylogii "Igrzyska Śmierci". Zgodnie ze wszelkimi zapowiedziami i recenzjami była naprawdę bardzo dobra. Poruszająca historia, makabryczna ale totalnie wciągająca. Teraz nie mogę przestać myśleć o tym, że koniecznie chciałabym porównać literacki pierwowzór z kinową adaptacją.

Tak na dobrą sprawę jeszcze kilka tygodni temu nic nie wiedziałam o tej książce, autorce czy ekranizacji. Nagle się dowiaduję, że film miał genialne wejście i zarobił w pierwszych dniach miliony. Okazuje się, że tysiące sympatyków czekało na tą produkcję miesiącami i wszyscy fani serii rzucili się jak jeden mąż do kina. Jako, że jestem nowym członkiem gigantycznego fanklubu powieści S. Collins już nie mogę się doczekać wyjścia do kina na "Igrzyska Śmierci". Przyznam, że ten zamiar koliduje z moimi planami dotyczącymi ochrony własnego skromnego budżetu, aczkolwiek nie dam rady oprzeć się tej pokusie i wydam dla własnej przyjemności te kilkanaście złotych ;).

Dla nieprzekonanych do tej powieści pozwolę sobie zacytować jeden z komentarzy, które znalazły się na okładce II tomu serii (autorstwa Joanny Olech):
"Fragmenty recenzji drukowane na rewersie okładki bywają bałamutne i bezwstydnie pochlebne, ale tym razem okazały się zasłużenie entuzjastyczne. W istocie Igrzyska Śmierci Suzanne Collins to książka-pułapka...
(teraz fragment, z którym szczególnie się zgadzam)
... Nie zaczynajcie jej czytać na pół godziny przed ważnym spotkaniem ani do poduszki, bo zafundujecie sobie kłopoty i bezsenną noc."

Prawda :D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz