sobota, 5 kwietnia 2025

Americano!

Aktualnie lepiej mówić canadiano, ale pozostanę w zachwycie Stanami jednak jeszcze. A kolejne zachwyty dotyczą - jak tytuł nawiązuje - zaznanej tam ambrozji: amerykańskiej kawy! Nie wiem czy to magia wyjazdu, te papierowe kubki, ziarna czy przelew, ale żadna kawa nie smakowała mi tak jak ta na kalifornijskiej ziemi.

Próbowałam odtworzyć ten smak, odkopałam nawet ekspres przelewowy u rodziców, ale to nie to samo. Najbliżej ideału jest moje Dolce Gusto i kapsułki New York Morning Blend - szczerze polecam. Jako, że kawę piję czarną i w domu tylko w weekendy korzystam z tego mało ekologicznego rozwiązania i naprawdę czuję satysfakcję - z nazwy blendu i smaku kawy 😎.

zdj.: Allegro

Jak już poczuję się jutro jak na Manhattanie, nad poranną kawą, będę dalej wspominać swój wyjazd. Mam taką zabawę teraz, że zawsze wieczorem oglądam zdjęcia i filmik z danego dnia sprzed roku. Nie mogę doczekać się jutra, bo to już dzień San Francisco ❤.

Dzisiaj - dzięki zdjęciom - wspominałam przeprawę przez góry Sierra Nevada z dosłownie ośnieżonymi szczytami i zboczami. Czyli poprzedniego dnia wichura, upał, burza piaskowa w Dolinie Śmierci (gosh! co za genialne miejsce!), a kolejnego dnia przeprawa przez zaśnieżone góry i zakładanie łańcuchów na koła autokaru 😃.

Dwa oblicza Kalifornii

Przygody w Dolinie oczywiście zaskakująco wpłynęły na naszą wycieczkę zatrzymując nas na nieplanowanym postoju - na szczęście w miejscu z cywilizacją, ciepłą kawą i ostatnim przydrożnym kasynem 👀. Koniecznym wspomnieć, że zatrzymanie miało miejsce także w pięknych okolicznościach przyrody - nad śródgórskim jeziorem Topaz Lake. A zmierzaliśmy do jeszcze piękniejszego jeziora - Tahoe - drugie najgłębsze jezioro w USA. Przecudnej urody. Nawet przy niesprzyjającej aurze można było całkowicie docenić jego walory: położenie, geografię, przytłaczający rozmiar... coś niesamowitego. 


Zdecydowałam, że dalej nie będę ciągnąć wspomnień dzień po dniu. Ciężko mi wymienić zachwyty ponad to, co już wybrzmiało. Choć z widoków natury muszę jeszcze wyróżnić brzeg Oceanu, moje chyba pierwsze zetknięcie z takowym, w kierunku Monterey wzdłuż drogi 17 Mil (17 Miles Drive). I tu, dla utrwalenia wspomnień, może być tylko jedna melodia 😉. Ale niech już mnie nie myli jak kiedyś - była przekonana, że wycieczka biegnie trasą z czołówki serialu, w dole widoczna będzie potęga oceanu. A my byliśmy bliżej, widzieliśmy więcej, i czuliśmy noskami zapach Atlantyku.



Rozczarowania? Z wycieczki chyba tylko Old Sacramento, ale na szczęście uprzedzona byłam, że może być słabo w porównaniu do reszty programu 😎. 

Pozostałe przyszły później... Nasza Pilotka była bardzo oczytaną osobą i zostawiła chętnym listę lektur. I kiedy sięgam po kolejne pozycje, sama dobieram jakieś, czytam reportaże i powiązaną beletrystykę, łączę kropki i obraz społeczeństwa, który powstaje z tych kropek, a potwierdza tylko aktualna sytuacja polityczna za oceanem, daje mi takie uczucie rozczarowania. I chyba trochę krzywdząco używam tutaj określenia społeczeństwo, ale nie wiem jak inaczej oddać charakter tego, co aktualnie wydaje mi się takie meh w Ameryce.

Ale... wybiła godzina papieska, więc odpocznę od pisania, a w kolejnym wpisie podsumuję sobie przeczytane (i czytane) książki i jakie tam sobie z nich obserwacje wyciągam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz